Pochodzący z Kanady zespół Nickelback jest obecny na światowych rynkach muzycznych od prawie trzydziestu lat. Grupa powstała w 1995 roku, ale głośno zrobiło się o niej na początku lat 2000., gdy światło dzienne ujrzał album Silver Side Up. Wydawnictwo promował kultowy już numer How You Remind Me - na fali popularności singla płyta dotarła do drugiego miejsca listy Billboard, rozpoczynając równocześnie falę komercyjnego sukcesu grupy, ale też... wszechobecnych z niej żartów. Nickelback podpadł fanom ciężkich brzmień z wielu powodów - kontrowersyjny wizerunek Chada Kroegera jako gwiazdy rocka, porównywalne do Mötley Crüe seksistowskie teksty, które na początku XXI wieku brzmiały już zupełnie inaczej czy oskarżenia o nadmierną komercję. To między innymi przez te kwestie kanadyjska grupa zaczęła być określana niesławnym mianem "najbardziej znienawidzonego zespołu na świecie".
Jak z niechęci wziął się tak duży sukces?
Wszechobecna niechęć nijak ma się do wyników Nickelback - magazyn "Billboard" określił grupę mianem jednego z najpopularniejszych zespołór rockowych lat 2000., wszystkie albumy, które wydawane były w latach 2001-2017, docierały do najwyższych miejsc na światowych listach przebojów. Dzięki temu Nickelback cieszy się obecnie mianem multiplatynowej formacji, jednego z najlepiej sprzedających się wykonawców w historii, wielokrotnie nagradzanej grupy, której koncerty cieszą się ogromną popularnością. Muzycy osiągnęli więc coś, czego zupełnie nikt im nie życzył - ogromny sukces. Nie da się zaprzeczyć temu, że Nickelback to jeden z najbardziej rozpoznawalnych zespołów na świecie.
Jaka powaga? To my się śmiejemy
W 2017 roku światło dzienne ujrzał dziewiąty album studyjny zespołu. Feed the Machine spotkał się z mieszanym przyjęciem, choć oznaczał on równocześnie powrót do bardziej klasycznego dla Nickelback brzmienia, niż miało to miejsce w przypadku No Fixed Address z 2014 roku. Po wydaniu płyty i zagraniu trasy koncertowej zespół zniknął i choć już od 2019 roku było wiadomo, że pracuje nad nową muzyką, to na efekty przyszło nam poczekać kolejne trzy lata.
Na początku września zespół wydał singiel San Quentin, zapowiadając równocześnie premierę dziesiątego w karierze albumu studyjnego. Wydawnictwo zostało zatytułowane Get Rollin', a jego premierę zaplanowano na 18 listopada. Jeszcze przed ukazaniem się krążka poznaliśmy kolejne dwa promujące go numery - Those Days i High Time. Wszystkie te kawałki sprawiły, że nawet najwięksi krytycy grupy byli dość zdziwieni, można powiedzieć wręcz zaintrygowani - mocny, bardzo ciężki muzycznie San Quetnin, opatrzony charakterystycznym wokalem Chada, nastrojowe Those Days i zawadiacki High Time sprawiły, że rynek z ciekawością czekał na cały krążek. Jeszcze przed jego premierą Kroeger udzielił wywiadu, w którym powiedział, że członkowie grupy nic szczególnie nie robią sobie z trwających od lat hejtu i wyśmiewania, gdyż... nie traktują zespołu zbyt poważnie, bawi ich za to, że ich numery, w których nie brak kontrowersyjnych tekstów, są tak chętnie grane przez stacje radiowe. Wydawało się, że swoistą wizualizacją tego braku powagi miała być już kolorowa, luzacka okładka, mocno kojarząca się z klimatem wybrzeża. Czy w muzyce też jest tak lekko i bez spiny? W pewnym sensie... tak!
Powrót do ostrych korzeni
Płyta jest podzielona jakby na dwie części. Pierwszą, tą mocniejszą, ostrzejszą, garściami czerpiącą z metalu lat 80., otwiera wydany jako pierwszy singiel San Quentin. To naprawdę dobry, ciężki numer, napędzany perkusyjnym rytmem, który szybko wpada do głowy i przywodzi na myśl to, co zespół robił na takich krążkach jak Silver Side Up i The Long Road. Na początek dostajemy więc swoisty powrót do korzeni, który, jak się okazało, był sporym zaskoczeniem dla części krytyków i fanów (przeciwników też) formacji. Brzmieniowo tym samym tropem podąża kolejny na trackliście Skinny Little Missy, zwracający uwagę chwytliwym refrenem i świetną partią gitary - wciągające solo od Ryana Peake'a. Nieco gorzej w tym numerze wypada tekst, ale to nie jest jednak poziom Something in Your Mouth. Do tej grupy zaliczyć też można zawadiacki, trochę niegrzeczny High Time, który nieco bardziej kojarzy się z brzmieniem country, swoistą odę do Las Vegas, czyli głośny Vegas Bomb, który ma szansę świetnie sprawdzić się na koncertach. Panowie wracają do tych ostrzejszych klimatów pod koniec, przy okazji numerów Horizon i Standing in the Dark, choć jest to już bardzo wyraźna zmiana charakteru brzmienia.
Pop-rockowa tradycja
Spodziewaliście się, że cały album będzie utrzymany w takich klimatach, jak singiel zapowiadający? Nic bardziej mylnego! Brzmienie Get Rollin' zmienia się w połowie, gdy pojawiają się dużo spokojniejsze, można powiedzieć pop rockowe, ballady. Pierwszym przykładem jest już wydany jako drugi singiel z albumu, bardzo nostalgiczny Those Days, w którym świetnie dopełniają się brzmienie perkusji i gitary akustycznej. Troszkę mocniejszy, ale jednak nadal przywodzący na myśl najbardziej kultowe numery Nickelback, z Photograph na czele, Tidal Wave. Choć początkowo numer wydaje się dość banalnym "summer love song", to jednak po kolejnym przesłuchaniu ciężko przestać nucić refren! Pozostajemy w klimacie letniej, trochę bluesowej atmosfery, wraz z Steel Still Rusts. Prawdziwą, naprawdę świetną balladą, jest kompozycja Does Heaven Even Know You're Missing? - do tego dochodzi wokal Chada, który od lat, bez zmian, jest w świetnej formie - to jak lepsza wersja Lullaby! Całość zamyka Just One More, który ma szansę stać się kolejnym sztandarowym hymnem Nickelback.
Tak właśnie trzeba
Na czym ma polegać ten luz i brak spiny w muzyce? Powiedziałabym, że w podążaniu z własnym brzmieniem, pomysłami, które jednak nie są nadmiernymi, kompletnie nie potrzebnymi eksperymentami, a świadomym osadzeniu się w tym, w czym zespół jest najlepszy. Wydaje się, że Panowie mają obecnie podejście, które zmieścić można w haśle "niech gadają, a my róbmy swoje". Śmiało mogę powiedzieć, że Get Rollin' całościowo, jako pełnoprawnego wydawnictwa, słucha się tak dobrze i przyjemnie dlatego, że Chad i spółka naprawdę przestali kombinować, przejmować się.
Nie ukrywam, że mi do gustu przypadła bardziej ta pierwsza, ostrzejsza część płyty, część bardziej nastrojową mam już dość dobrze osłuchaną, jeśli chodzi o Nickelback, dlatego tak spodobał mi się ten powrót do klimatu alternatywnego metalu, mam nadzieję, że będzie tego więcej na kolejnych wydawnictwach zespołu. Jeśli tak ma wyglądać niepoważne traktowanie Nickelback przez samych jego członków, to niech będzie tego więcej, gdyż efektem jest naprawdę dobra płyta, mająca w sobie taką dozę naturalności i swobody. Tu nie ma powodów do żartu i śmiechu - Get Rollin' to punkt wyjścia do dobrej, muzycznej uczty.