YUNGBLUD, a właściwie to Dominic Harrison, pojawił się na muzycznym rynku w 2018 roku, kiedy to światło dzienne ujrzały najpierw jego debiutancka EP-ka, a kolejno album - 21st Century Liability. To jednak nie te projekty, a pojedynczy singiel Loner sprawił, że o młodym brytyjskim muzyku usłyszało więcej osób. Dalej poszło już jak z płatka: nagranie utworu na potrzeby hitowego serialu Netflixa 13 powodów, Die a Little, współpraca z Halsey, Machine Gun Kellym i Travisem Barkerem.
Yungblud od samych początków zwracał na siebie uwagę nie tylko muzyką, ale też wizerunkiem i postawą. Harrison otwarcie omawiał swoją seksualność, popierając społeczność LGBTQIA+, wprost mówił o kłopotach z akceptacją, problemach psychicznych i załamaniach. Wyrazem tego stał się wydany w 2020 roku krążek Weird!, który był pierwszym Dominica, który dotarł na szczyt brytyjskiej listy przebojów. Inspirowany głównie pop punkiem album szedł śladem poprzednich wydawnictw muzyka, już na tym etapie jasno dawał znać, że mamy do czynienia z nazwiskiem, na które warto zwrócić większą uwagę, gdyż z biegiem lat możne nam ono prezentować coraz to ciekawsze rzeczy - rzeczywiście, coś w tym jest.
Moje własne imię
W 2022 roku YUNGBLUD zaprezentował swój trzeci krążek, zatytułowany po prostu pseudonimem. W tym czasie młody artysta cieszył się już uznaniem ze strony starszych kolegów po fachu, a do grona jego fanów zaliczali się na przykład Mick Jagger oraz oczywiście jego mentor i idol - Ozzy Osbourne - który, wraz z Sharon Osbourne, pojawił się w teledysku do singla wiodącego z płyty, The Funeral.
Jak mówił o płycie sam zainteresowany, miała ona stanowić dla niego sposób na odzyskanie własnego imienia i udowodnienie, że nie jest on żadną karykaturą, a prawdziwym, wartościowym artystą, który wie czego chce i ma całkiem sporo do powiedzenia. YUNGBLUD wciąż brzmi dobrze, żywo, świeżo i energetycznie, nie był jednak żadnym większym przełomem - tym zaś może się stać najnowszy, czwarty album Yungbluda. Także ze względu na to, jakie skutki pociągnęło dla niego wszystko to, co przy okazji wydania Idols się wydarzyło.
Polecany artykuł:
Dyskusja z idolami
Po premierze trzeciego krążka YUNGBLUD skupił się na koncertowaniu, zorganizował także już dwie edycje własnego festiwalu. Na każdym kroku swojej działalności Harrison stara się udowadniać, jak ważni są dla niego fani i robi wszystko, aby mieć z nimi jak najlepszy kontakt, jawiąc się przy tym po prostu jako człowiek - a nie niedostępny, stojący na piedestale idol.
Z tymi własnymi Dominic zdecydował się podjąć dyskusję na swoim kolejnym albumie. Wszystko to po to, aby pozwolić sobie na uzdrowienie, odnalezienie i ukształtowanie własnego ja, ale w zgodzie ze sobą, a nie próbując za wszelką cenę naśladować innych - tym, którym się udało. Jak mówił zapowiadając płytę sam YUNGBLUD:
Zwracamy się ku innym w poszukiwaniu tożsamości, zanim zwrócimy się ku sobie. Wiara w siebie, odzyskanie siebie, ewolucja i zmiana. Gdy dorastamy, tracimy wiarę w magię i tajemnicę. Zaczynamy wszystko racjonalizować. Wokół nas wyrastają ściany klatek. Zanim zjemy śniadanie, porównujemy się do piętnastu różnych osób.
Na swojej czwartej płycie Harrison rzeczywiście udowadnia, że dojrzewa, że odnajduje siebie i swoje własne muzyczne ja. Oczywiście to nie jest tak, że odcina się od tego wszystkiego, co działo się w muzyce rockowej do tej pory - wręcz przeciwnie. Zdaje się, że Yungblud poszedł śladem swojej byłej partnerki, amerykańskiej artystki Halsey. Ta na wydanym w 2024 roku albumie The Great Impersonator zgłębiała temat życia, ciężkiej choroby i śmierci, a w każdym utworze, który złożył się na tę opowieść, inspirowała się inną muzyczną ikoną.
Podobny trop odnaleźć można na albumie Idols. Ten otwiera wydany jako pierwszy singiel Hello Heaven, Hello. Kompozycja trwa aż dziewięć minut i zdaje się, że jest najlepszym dowodem z całej płyty na to, jak zaangażowanym artystą stał się Harrison i jak duży progres poczynił. Kompozycja sama w sobie stanowi przekrój przez rockowe gatunki, pojawiają się w niej też partie smyczkowe. Ze względu na aranżację, łączącą właśnie różne muzyczne klimaty, ciężko nie pozwolić sobie na porównanie tej pieśni z legendarnym Bohemian Rhapsody Queen.
Nie twierdzę oczywiście, że Hello Heaven, Hello temu klasykowi dorównuje - nic już chyba nie będzie w stanie tego zrobić. Faktem jednak jest, że cisza, z jaką utwór Yungbluda przeszedł przez rynek składnia mnie do refleksji, że gdyby Bohemian Rhapsody wyszło nie 50 lat temu, a dziś, to nie mam przekonania, czy za kilka dekad mówilibyśmy o tej kompozycji z taką wagą, jak obecnie. Ta zdecydowanie na nią zasługuje - rzecz w tym, że dziś już chyba słuchacze nie są w stanie dostrzec w muzyce tych utworów szczególnych, wyróżniających się, ambitnych. W otwierającym Idols kawałku, Dominic oddaje hołd nie tyle brytyjskiej formacji, co innym swoim idolom - z Aerosmith i Ozzym Osbournem na czele.
W każdym kolejnym kawałku z płyty odnaleźć można różne muzyczne tropy, które Dominic bierze i przerabia na swoje. W również singlowym Lovesick Lullaby Yungblud sięgnął po sprawdzonego punk rocka, ale w tym bardziej britpopowym wydaniu. Brzmieniowo tym samym tropem podąża chociażby Monday Murdrer, choć nie brak tu też echa twórczości The Cure. Dominic na Idols wyjątkowo mocno osadził się właśnie w tych brytyjskich ikonach - trudno nie wyczuć klimatu Placebo w świetnym The Greatest Parade. Na krążku jest także kilka dowodów na to, że muzyk zna rynek i potrafi zrobić świetne, wpadające w ucho kawałki idealne pod radio - patrz Zombie, Fire czy Ghosts.
Mocny, gitarowy, ale też nie pozbawiony balladowych, nieco łagodniejszych momentów. Na albumie pojawia się takowych co najmniej kilka i każda jest naprawdę niesamowita - czy to w kluczowym dla całej płyty, umieszczonym - nie bez powodu - w samym środku Change, w którym pobrzmiewa dziedzictwo Davida Bowie, czy w subtelnym, a przy tym tak wymownym War (te słyszalne tu inspiracje U2). Nie można zapominać o podzielonym na dwie partie Idols, aż w końcu "eltonowym", zamykającym cały album majestatycznym Supermoon.
W tekstach wybrzmiewają przede wszystkim, ujęte w niezwykle dojrzały sposób, tematy odkrywania siebie, swojej własnej tożsamości, walki o swoją pozycję i bycia nie zauważonym, a docenionym za to, kim się jest i co wartościowego się sobą reprezentuje.
Jestem zdania, że to Idols doprowadził Dominica Harrisona na scenę stadiony Villa Park w Birmigham, a co za tym idzie do zachwytu całego świata nad jego wykonaniem kultowego Changes. Po śmierci Ozza, to YUNGBLUD właśnie został poproszony o granie dla niego hołdów - i w ten sposób udało mu się połączyć siły z grupą innych swoich idoli.
Choć wiadomo, że Idols ma otrzymać drugą część, to na ten moment wyczekujemy premiery wspólnego minialbumu YUNGBLUDA i Aerosmith. Przypominamy, że już 21 listopada ukaże się EP-ka One More Time, którą zapowiada przebojowy kawałek My Only Angel. Pozostaje wyczekiwać i wyglądać kolejnych artystycznych działań Dominica - na najnowszej płycie pokazał, że odkrywa siebie, staje się pełnoprawnym artystą - i jest na świetnej drodze, aby za chwilę samemu stać się legendą, tytułowym idolem.