Już na początku grudnia zespół Kiss naprawdę pożegna się ze swoimi fanami. Dokładnie 1 i 2 grudnia w słynnym Madison Square Garden w Nowym Jorku odbędą się dwa ostatnie pokazy formacji w ramach trwającej już od kilku lat pożegnalnej trasy koncertowej. Choć fani dość sceptycznie podchodzili do wieści o rzekomych ostatnich występach, to muzycy, zarówno Paul Stanley i Gene Simmons, otwarcie mówią o tym, że nikt nie ma już siły i chęci, by dalej koncertować jako Kiss. Pozostaje nam czekać na wieści na temat filmu biograficznego o zespole i czekać na informacje o tym, co dalej dziać się będzie z całą tą marką, jaką przez pięćdziesiąt lat stało się "Kiss".
Paul Stalney o byłych muzykach Kiss!
Ostatnie koncerty w historii Kiss to szczególna okazja - nic więc dziwnego, że fani zaczęli się zastanawiać, czy pojawią się na nich byli żyjący członkowie formacji: - Ace Frehley i Peter Criss. Już kilka miesięcy temu Simmons otwarcie powiedział, że obaj Panowie dostali takowe propozycje, jednak nie zdecydowali się z nich skorzystać.
Teraz do tematu powrócił Paul Stanley. Wokalista w wywiadzie dla UCR jasno stwierdził, że trasa ta od samego początku miała być pożegnaniem i świętowaniem wszystkich 50 lat w historii Kiss, a nie skupieniem się na oddaniu hołdu oryginalnemu składowi grupy. Choć muzyk mówi, źe gdyby nie oni, Kiss najpewniej nie byłoby dziś tu, gdzie jest, to jednak nie ma litości stwierdzając, że spotkanie oryginalnego składu Kiss nie ma sensu, a on sam nie chce pozwolić na to, by ktokolwiek zepsuł całą uroczystość (rozumiemy, że ma tu na myśli szczególnie Ace'a Frehley'a).
Szkoda?
Nie ma sensu pozwalać komukolwiek przychodzić i decydować. Jesteśmy w świetnej formie. Zespół jest fantastyczny. Nie chcę zepsuć uroczystości. Nie chcę psuć tej sytuacji. Do tej pory wszystko szło tak dobrze - mówi Stanley w wywiadzie.