Początek muzycznej drogi Lee był dość wyboisty. Pierwszy album w 1982 roku, jeszcze jak Lee Aaron Project, przyjął się nieźle. Grali na nim muzycy popularnego wtedy zespołu Moxy, a produkcją zajął się Rick Emmet z będącej wtedy u szczytu popularności grupy Triumph. Z takim wsparciem Lee mogła liczyć na uwagę mediów. Jednak w latach 80-tych skupiła się ona głównie na tym jak wokalistka wygląda. Nie czarujmy się, w showbusinessie niestety monetyzowanie seksizmu sprawdzało się od dekad. Wokalistka została zaproszona na sesję zdjęciową do magazynu OUI, gdzie zapozowała topless. Po latach przyzna, że zrobiła to przez naciski managera, a wywiad i zdjęcia naraziły na uszczerbek jej reputację wokalistki i poważnej artystki.
Początek muzycznej drogi Lee był dość wyboisty. Pierwszy album w 1982 roku, jeszcze jak Lee Aaron Project, przyjął się nieźle. Grali na nim muzycy popularnego wtedy zespołu Moxy, a produkcją zajął się Rick Emmet z będącej wtedy u szczytu popularności grupy Triumph. Z takim wsparciem Lee mogła liczyć na uwagę mediów. Jednak w latach 80-tych skupiła się ona głównie na tym jak wokalistka wygląda. Nie czarujmy się, w showbusinessie niestety monetyzowanie seksizmu sprawdzało się od dekad. Wokalistka została zaproszona na sesję zdjęciową do magazynu OUI, gdzie zapozowała topless. Po latach przyzna, że zrobiła to przez naciski managera, a wywiad i zdjęcia naraziły na uszczerbek jej reputację wokalistki i poważnej artystki.
Prawdziwy sukces i zbudowanie własnej marki przyjdzie w 1984 wraz z albumum „Metal Queen”. Mocny głos, maszerujące heavy-metalowe riffy i image wojowniczej królowej barbarzyńców, odzianej skóry i dzierżącej miecz, trafiły do serc fanów gatunku. Warto pamiętać, że to także czas tryumfu filmów przygodowych, fantasy, gier fabularnych i video z lochami i smokami oraz wielotomowych opowieści o magii i bohaterach. Wstrzeliła się idealnie w tamten czas i do dziś „Metal Queen” jest ikonicznym albumem dla kobiet w metalu.
Na przełomie lat 80-tych i 90-tych skręciła w stronę glam metalu i wydała album „Bodyrock”, który okazał się jej największym sukcesem. Udało jej się wylansować między innymi przebój „Watcha Do To My Body” – klasyczny kawałek z tamtych czasów: skóry, jeansy, seks, ostry wokal, stadionowy refren i rockowy (znacznie lżejszy od metalowych poprzedników) gitarowy riff. Klasyczny hair-metalowy szlif.
Dni takich klimatów były jednak już policzone. Gdy uwagę krytyki i dzieciaków zdobył grunge skończyła się moda na rockowych amantów i ich księżniczki. W tym czasie Aaron nagrywała dalej, jednak jej muzyka także uległa zmianom, w niektórych piosenkach słychać eksperymenty z mieszaniem hard rocka z jazzem. Jest także znacznie więcej gitary akustycznej, pojawiają się ballady, kawałki są lżejsze, a teksty poważniejsze. Z królowej barbarzyńców, przez metalowego wampa doszła do roli dojrzałej rockowej wokalistki.
Tej roli trzyma się do dziś i jest w tym autentyczna. Jej najnowszy album „Elevate” jest… po prostu rockowy. Słychać tu rytmiczny puls a’la AC/DC, słychać klasyczne rockowe zagrywki z Los Angeles. Głos artystki nie stracił na sile. Jeśli lubicie rocka bez niepotrzebnego sztafażu, napinki, agresji i pretensji – dobrze trafiliście. Płytę promują dwa teledyski „Rock Bottom Revolution” oraz „Trouble maker”. Nikt nie odkrywa tutaj Ameryki, nie próbuje ścigać się z trendami. Po prostu ludzie lubiący rocka robią swoje. I o to chodzi.
Polecany artykuł: