Jake E. Lee wspomina swój pierwszy występ z Ozzym Osbourne'em. "To był koszmar"
W marcu 1982 roku, w katastrofie lotniczej, zginął Randy Rhoads, gitarzysta w zespole Ozzy'ego Osbourne'a. Wszystko działo się w trakcie trasy koncertowej promującej album Diary of a Madman. Mimo tragedii, zespół nie odwołał trasy. Po informacji o nagłej śmierci muzyka, do składu dołączył Bernie Torme, ale jego styl nie pasował do grupy Osbourne'a. Później zatrudniono Brada Gillisa, ale on także nie zagrzał na długo miejsca i opuścił zespół po trasie.
W końcu współpracę z Osbourne'em rozpoczął Jake E. Lee. Zagrał on na dwóch solowych albumach Księcia Ciemności: Bark at the Moon (1983) oraz The Ultimate Sin (1986). Muzyk był jednak pewny, że po pierwszy koncercie... zostanie wyrzucony przez Ozzy'ego. Na ten temat gitarzysta wypowiedział się szerzej w wywiadzie w podcaście Talk Is Jericho.
– Pierwszy koncert był koszmarny. Odbył się w Szwecji, może w Finlandii. Facet, który był moim technikiem gitarowym, odszedł. Nie mieliśmy nawet próby dźwięku, co wydało mi się dziwne. Wyszedłem więc na scenę, a moja gitara była strasznie rozstrojona – wspominał Lee.
Następnie nastąpiła seria technicznych awarii, które sparaliżowały występ gitarzysty. – Wszyscy się na mnie gapią, a tu nie słychać gitary. Pamiętam, że Ozzy śpiewa "I Don't Know" i patrzy na mnie z miną w stylu "co się dzieje?". Potem w końcu udało im się podłączyć mój sprzęt. Wchodzę z hukiem, ale gitara wciąż była rozstrojona. To był po prostu zły koncert – dodał muzyk.
Jake E. Lee był przekonany, że współpraca z Księciem Ciemności skończy się szybciej niż się zaczęła. Reakcja Osbourne'a jednak go zaskoczyła. – Byłem pewien, że mnie zwolnią. Schodziłem ze sceny, myśląc: "O kurczę, idzie Ozzy!". Podszedł, objął mnie ramieniem i powiedział: "Po tym może być już tylko lepiej, prawda?". Powiedziałem, że tak. Przecież mógł mnie wtedy zmieść z powierzchni ziemi – podsumował Lee.
Gitarzysta udostępnił treść ostatniej wiadomości od Osbourne'a
Jake'a E. Lee nie zabrakło na wyjątkowym wydarzeniu Back to the Beginning, które odbyło się na stadionie Villa Park w Birmingham na początku lipca 2025. Było to w końcu pożegnanie ze sceną Ozzy'ego Osbourne'a, który kilkanaście dni później zmarł. Po koncercie Książe Ciemności napisał do gitarzysty i były to, jak się później okazało, ostatnie słowa, jakie do niego skierował.
Lee postanowił podzielić się z fanami zmarłego artysty treścią tego sms-a. Muzyk wspomniał, że otrzymał go, gdy czekał na samolot powrotny z Birmingham. – Cześć Jake, bardzo mi przykro, że nie mogłem spędzić z tobą więcej czasu w weekend, ale było naprawdę chaotycznie. Bardzo chciałbym się z tobą spotkać, kiedy już wrócę do Los Angeles, żeby po prostu pogadać. Dawno się nie widzieliśmy. Gdzie teraz mieszkasz? Bo ostatnią rzeczą, o której słyszałem, było to, że mieszkasz w Las Vegas. Jak Ci poszedł koncert w sobotę? Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś. W każdym razie napiszę do Ciebie, kiedy w końcu wrócę do Los Angeles, żeby się spotkać – napisał wówczas Ozzy. Do wspomnianego spotkania, niestety, nie doszło.