Fryderyki 2024

i

Autor: Szymon Bijak

Relacja

Fryderyki 2024. Nieśmiertelny Myslovitz i król Janerka. Jubileuszowa gala za nami

To był wyjątkowy wieczór w Gliwicach. Trzydziesta gala Fryderyków, czyli najważniejszych polskich nagród muzycznych, przeszła do historii. W tym roku królem polowania okazał się Lech Janerka, który powrócił z nowym albumem po bardzo długiej przerwie.

Fryderyki 2024 za nami. Oto relacja z jubileuszowej gali

Jeśli jubileusz, to mus być godnie opakowany. W piątek, 22 marca, już po raz trzydziesty wręczono Fryderyki. Ponownie w PreZero Arenie Gliwice. I bardzo dobrze, bo święto polskiej muzyki powinno odbywać się w nowoczesnych obiektach, które będą mogły pomieścić sporo osób. W ubiegłym roku narzekałem, że gliwicka hala świeciła pustkami (zwłaszcza na płycie). Teraz, jak wynika z moich obserwacji, pod kątem było lepiej. 

Rockoskop: przyglądamy się dyskografii grupy KULT

O wszystkich rozstrzygnięciach przeczytacie w tym miejscu, ja tymczasem skupię się na samych występach. I ograniczę się, co oczywiste, do rockowych (ten termin traktuję dość szeroko, żeby nie było) wykonawców, którzy zawitali na galę Fryderyków. 

Pazur, na sam początek transmisji telewizyjnej, pokazała (i to konkretny) Daria Zawiałow. Cieszę się, że wybrała "Złamane serce jest OK", bo to jeden z najmocniejszych punktów jej ostatniego albumu "Dziewczyna pop", za który zgarnęła tego wieczoru statuetkę. Trzeba wspomnieć także o WalusiuKraksaKryzys, który choć nie wystąpil solo, to wsparł Kasię Lins, a potem braci Kacperczyk. Sam jednak triumfował. Album "+piekło+niebo+" okrzyknięto bowiem najlepszym rockowym krążkiem 2023. 

Szkoda, że w głównej części nie zobaczyliśmy formacji Myslovitz, która zaprezentowała "Długość dźwięku samotności" w odsłonie transmitowanej w sieci. Legendarny utwór z albumu "Miłość w czasach popkultury" został bowiem przebojem 30-lecia, jeśli chodzi o Fryderyki. Całkowicie zasłużenie. Przyznam się szczerze, że tak właśnie, od samego początku, typowałem. Dodam jeszcze, że o ile nie przekonała mnie zupełnie ostatnia studyjna płyta grupy, to nowy wokalista, Mateusz Parzymięso, dobrze odnajduje się w starym dorobku Myslovitz. Będę chyba musiał w najbliższym czasie przejść się na ich koncert... 

Zanim widzowie mogli zobaczyć transmisję w telewizji, na scenie w Gliwicach pojawiła się także legenda polskiego rocka, czyli KSU. Energetyczne "1944" mnie na nogi postawiło, ale frekwencja wówczas w hali była dość przeciętna, więc mało kto widział występ Siczki i spółki. W obrębie naszych zainteresowań był jeszcze metalowy Carnal, który w swojej kategorii przegrał z Flapjackiem, ale za to na żywo sprawdził się naprawdę dobrze. Jedyny minus: muzycy wykonali "Czas nie leczy ran" bez Krzysztofa Zalewskiego, który na płycie pojawia się w tym numerze. 

Na sam koniec należy oddzielny akapit poświęcić Lechowi Janerce. Nie było go w Gliwicach, ponieważ właśnie przygotowuje się do trasy koncertowej. Okazał się jednak królem polowania. Długo kazał na siebie czekać ("Gipsowy odlew falsyfikatu" ukazał się 18 lat po "Plagiatach"), ale jak już wrócił to... cały na biało. Otrzymał 5 nominacji i zgarnął 5 statuetek (autor roku, kompozytor roku, artysta roku, "Gipsowy..." okazał się albumem roku w kategorii alternatywa, a "Dupa jak sofa" najlepszym utworem 2023). 

Fryderyki, jak co roku, wywołują dyskusje. Najpierw przez nominacje, a później przez ostateczne werdykty kapituły. Jubileuszowa edycja nie będzie wyjątkiem od wspomnianej reguły. Oczywiście, że możemy nie zgadzać się z wyborami, ale bardzo mądrze w serwisie "X" napisał Hirek Wrona. - Fryderyki są potrzebne i basta! Możemy zżymać się na wybory Akademii Fonograficznej, na ich kompetencje, na rodzaje kategorii, ale to jedyne nagrody w Polsce pokazujące pełny obraz naszej muzyki - napisał dziennikarz muzyczny. Ja się pod tymi słowami podpisuje obiema rękoma. 

Rockowe utwory, które przebiły magiczną barierę na Spotify: