Dlaczego Glenn Hughes nie dołączył do zespołu Ozzy'ego Osbourne'a? "Musiałem odmówić"
Glenn Hughes to legenda muzyki rockowej. Brytyjski wokalista, basista, multiinstrumentalista i autor tekstów jest aktywny w branży od ponad pięciu dekad. I nie zwalnia. W przeszłości występował w Trapeze czy Deep Purple. Od lat mocno działa także solowo. Ponadto jest członkiem supergrupy Black Country Communion. Do jego bogatego CV można dodać także współpracę z Black Sabbath (album Seventh Star, który – jak dobrze wszyscy pamiętamy – miał być pierwotnie solowym dziełem gitarzysty Tony'ego Iommiego, ale ukazał się ostatecznie, w związku z naciskiem wytwórni, pod znanym szyldem). Hughes mógł grać również w solowym zespole Ozzy'ego Osbourne'a.
Dlaczego do tego nie doszło? Glenn Hughes odpowiedział na to pytanie w jednym z ostatnich wywiadów. – Chciał, żebym dołączył do jego zespołu w 1979 roku, kiedy odchodził z Sabbath. W tamtym czasie nie chciałem wracać do gry na gitarze basowej i bycia wokalistą wspierającym. Chciałem po prostu być tym Glennem Hughesem, którego wszyscy znamy – wokalistą basowym. Musiałem więc odmówić. Ale przez te wszystkie lata Ozzy był mi bardzo, bardzo bliski – powiedział muzyk w rozmowie dla Metal Mayhem ROC.
Osbourne odszedł w lipcu 2025 roku w wieku 76 lat, zaledwie kilkanaście dni po swoim pożegnaniu ze sceny w ramach wydarzenia Back to the Beginning, które odbyło się na stadionie Villa Park w angielskim Birmingham. A jak Hughes wspomina wokalistę?
– Ozzy był jednym z moich najbliższych przyjaciół, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych, kiedy mieszkaliśmy osiem mil od siebie. Spędzał dużo czasu w moim domu, a ja w jego – powiedział. – Ozzy był jednym z najbardziej autentycznych facetów, jakich kiedykolwiek spotkałem. Był prawdziwy, kochający i miły.
Glenn Hughes wypuścił właśnie ostatni solowy album?
Na początku września 2025 premierę miał krążek Chosen Glenna Hughesa. Muzyk nie wyklucza, że będzie to jego ostatni solowy album w historii. – Powiedziano mi, że muszę nagrać jeszcze jeden album dla wytwórni, by wywiązać się z umowy. Pomyślałem: "Okej, skoro tak ma być". I się na to nastawiłem. Solowe albumy są dla mnie bardzo osobiste. Lubię nagrywać, kiedy mam coś do powiedzenia. Nie myślę już o gatunkach, zastanawiam się tylko, jak to będzie do mnie pasować. Nie przejdę na emeryturę, ale nagrywanie solowego albumu mnie rozdziera. Solowe płyty są na tyle osobiste, że po prostu mnie niszczą. Nie mogę robić planów. Jeśli je robię, Bóg mówi: "Nie ma mowy kolego, nie zrobimy tego". Jeśli "Chosen" będzie moim ostatnim albumem, to będzie to epickie zakończenie. Ale ze mną nigdy nic nie wiadomo – wyjaśnił muzyk w wywiadzie dla magazynu Classic Rock.