Do kliniki urologicznej trafił mężczyzna po siedemdziesiątce, który skarżył się na bardzo niepokojące symptomy. W pewnym wieku niestety organizm potrafi płatać figle i takie kłopotliwe rzeczy jak gazy czy beknięcia po prostu się zdarzają. No, ale przyznacie, że niekontrolowane gwizdy zza rozporka to coś, co może uprzykrzyć życie.
Mężczyzna leczony był wcześniej między innymi na cukrzycę, miał usuwaną tarczycę, 2 lata wcześniej wszczepiono mu bypassy, które przyjęły się bardzo dobrze. Podczas wywiadu narzekał na obrzęki twarzy, duszności i „gwiżdżący worek mosznowy”. Lekarzy zaintrygował fakt, że nigdy nie miał problemów z płucami, nie palił przez całe życie papierosów, nigdy nie używał narkotyków.
Zagadka godna dr House’a
Po wykonaniu wszystkich niezbędnych badań i prześwietleń okazało się, że za tajemniczym symptomem stoi wyjątkowo rzadka anomalia, którą lekarze roboczo nazwali: pneumoscrotum. Choć brzmi to osobliwie, a wręcz zabawnie, okazało się dość niebezpiecznym kłopotem.
Wewnątrz moszny, oraz w wielu innych miejscach ciała pacjenta, wykryto obecność powietrza. Rozedmy pojawiły się w klatce piersiowej, w obrębie podbrzusza i wreszcie w mosznie. Jednocześnie tkanka samego narządu została przerwana i przez ranę powietrze wydostawało się, wydając dźwięk. Według lekarzy pracowało to dokładnie tak samo jak instrument dudy: pacjent wywierając nacisk na narząd doprowadzał do uwalniania się powietrza przez ranę, czemu towarzyszył dźwięk.
Choć sprawa może wydawać się zabawna, to otwarta rana oraz pęcherz powietrza w takim miejscu, mogą być bardzo niebezpieczne. Na szczęście pacjent szybko przeszedł odpowiednie zabiegi chirurgiczne, nie tylko w newralgicznym rejonie ciała, które nie tylko uwolniły go od „muzycznej” przypadłości, ale zapobiegły dalszym konsekwencjom zdrowotnym.
Źródło: American Journal of Case Reports