Najpierw uratował życie, a zaraz potem został aresztowany. Czy słusznie?

i

Autor: PxHere

Najpierw uratował życie, a zaraz potem został aresztowany. Czy słusznie?

2022-08-01 14:18

Młody mężczyzna uratował życie topiącemu się. Gdy na miejsce przyjechała policja puściły mu nerwy i skończyło się aresztowaniem. Historię z Tczewa komentuje się już w całej Polsce.

Do wydarzenia miało dojść przed kilkoma tygodniami. Na plaży w Tczewie, korzystając z pięknej pogody, kąpało się wiele osób. Jedna z nich zauważyła topiącego się mężczyznę. Natychmiast rzuciła się na pomoc. 30-latek nie tylko wyciągnął niedoszłego topielca z wody, ale przez kolejne 10 minut prowadził skutecznie akcję resuscytacyjną. Gdyby nie jego refleks, prawdopodobnie skończyła się tragicznie.

Tomek Lipiński w Esce ROCK: rozmowa o wolności, inspiracji, rzeczywistości i fascynacji młodym pokoleniem

Na miejsce wezwano policję. Wedle relacji świadków, między innymi żony przygodnego ratownika, funkcjonariusze niespecjalnie kwapili się do sprawdzenia stanu uratowanego. Stali, sporządzając notatki służbowe w notesach. Gdy w końcu pan Przemysła (ratownik-amator) zaczął na nich krzyczeć by choćby sprawdzili czy oddycha i czy wszystko w porządku odpowiedzieli, że klatka piersiowa się rusza, co pozwala stwierdzić, że żyje.

Teraz historia rozdziela się na dwie relacje, zależnie od tego z czyjej perspektywy ją obserwujemy. Policja przekonuje, że pan Przemysław zaczął zachowywać się agresywnie, przeklinać, obrażać policjantów. Dlatego funkcjonariusze zareagowali traktując to jako przestępstwo, skuli go i zabrali „na dołek”, gdzie spędził noc. Dodajmy, że trafił tam prosto z plaży, zatem rano wrócił do domu jedynie w kąpielówkach.

Z perspektywy świadków i rodziny pana Przemysława, która była z nim na miejscu sprawa wyglądała jednak zupełnie inaczej. Mężczyzna owszem krzyczał na policjantów, ale wynikało to ze zdenerwowania na opieszałość funkcjonariuszy, a przecież chodziło o ludzkie życie. Po kilkunastu minutach przyjechała karetka, a ratownicy zaopiekowali się poszkodowanym. Ratownik jednak został skuty i odwieziony na komendę.

Policja w oficjalnych odpowiedziach na pytania dziennikarzy Polsatu tłumaczy, że reakcja była konieczna, a zachowanie pana Przemysława wyczerpało znamiona znieważenia funkcjonariusza. Grozi za to nawet rok więzienia.

- Morał z tej historii jest taki: warto pomagać, ale to, że zrobimy coś dobrego, nie zwalnia nas z odpowiedzialności za przestępstwa, za swoje zachowanie – powiedział redakcji Polsat News Krzysztof Górski z policji w Tczewie.

To jedna strona medalu, bo morał ze strony świadków i pana Przemysława z pewnością brzmiałby inaczej.