Jak czytamy w opisie badań te zmiany są „znacznie poważniejsze i bardziej rozległe niż wcześniej donoszono”. Przyczyniają się między innymi do wrodzonych wad serca zwierząt. Są wywoływane przez nanoplastik, czyli jeszcze mniejsze od mikroplastiku cząsteczki tworzyw sztucznych. Mogą sadzać się dosłownie na wszystkim, trafiają choćby do wody pitnej.
Poprzednie badania na zwierzętach ujawniły szereg potencjalnych zagrożeń zdrowotnych, jakie niosą ze sobą. Najczęściej gromadzą się w wątrobie, nerkach i jelitach. Do tej pory poznaliśmy jedynie skutki ich wpływu na organizmy laboratoryjnych myszy, teraz doszły do tego jeszcze kurczaki. To jednak pozwala zacząć mieć poważne obawy, że podobne zagrożenia dotyczą także ludzi.
Dyskusja na temat zmniejszenia ilości plastiku na świecie jeszcze niedawno była bardzo poważna, sporo mówiło się o odejściu od jednorazowych rzeczy na korzyść ekologiczniejszej wielorazowości. Dyskutowano o rezygnacji z plastikowych opakowań. Jednak ta dyskusja szybko wygasła gdy nadeszła pandemia i wszędzie znów królowały plastikowe torby, rękawiczki, maseczki i inne jednorazowe akcesoria. Teraz do tematu trzeba wrócić.
Wcześniejsze badania udowodniły, że mikro- i nanoplastik potrafi dostawać się do organizmów dzieci jeszcze w łonach matek za pomocą krwi pępowinowej. Te ostatnie są w stanie związać się z komórkami macierzystymi i zmienić ich działanie. Przez to komórki te nie trafią tam gdzie powinny, by tworzyć narządy. W przypadku kurczaków zauważono choćby zmiany na poziomie oczu, które wykształcały się zmniejszone i zdeformowane. Inną zmianą był cieńsze i słabsze mięśnie sercowe oraz znacznie zwolniony puls. Naukowcy zauważyli także niepokojące zmiany na poziomie neurologicznym. Nanoplastik przykleja się grzebieni nerwowych i może zaburzyć tworzenie się przyszłych struktur nerwowych.
Tymczasem, jak donosi Science Alert, w 2018 roku ludzkość wyprodukowała około 360 milionów ton plastiku, a do 2025 ta liczba może się podwoić. Smacznego.