Coma zagrała w Tauron Arenie w Krakowie. To był epicki finał trasy "Re-Start" [RELACJA]

2025-12-08 10:53

"Pojawiasz się i znikasz" śpiewała kiedyś Beata Kozidrak. Ten fragment tekstu doskonale pasuje do Comy. Zespół na chwilę powrócił, a teraz znów na jakiś czas schodzi ze sceny. Oby tylko nie na długo, bo muzycy są w formie doskonałej. Finałowy koncert trasy "Re-Start" w krakowskiej Tauron Arenie był tego najlepszym dowodem!

Coma

i

Autor: Szymon Bijak/ Archiwum prywatne

Listopadowy deszcz w grudniu jest możliwy. Oto relacja z koncertu Comy w Tauron Arenie w Krakowie 

Kiedy łódzka Coma ogłosiła powrót na scenę w 2024 roku, po pięcioletniej przerwie, wiele osób mogło się zastanawiać, czy muzykom rzeczywiście się chce, czy chodzi wyłącznie o kwestie finansowe. Moje wszelkie wątpliwości zostały szybko rozwiane w trakcie koncertu w katowickim Spodku w listopadzie ubiegłego roku. Grupa zaprezentowała się z najlepszej możliwej strony. Dlatego, gdy potwierdzono kolejne halówki na 2025, wiedziałem, że znów będę chciał się wybrać na Comę. Zwłaszcza, że zespół "podkręcił" kwestie związane ze scenografią i elementami wizualnymi. Finałowy koncert w krakowskiej Tauron Arenie, w ramach trasy Re-Start, stał na iście światowym poziomie.

Czego brakuje w dzisiejszej muzyce rockowej? Slash wyjaśnia

Zacznijmy więc od tego. Ogromne wrażenie robiła oryginalna konstrukcja dwupoziomowej sceny, która świetnie sprawdziła się w roli dodatkowych telebimów. To był jednak dopiero początek. Muzycy Comy chętnie korzystali z opuszczanego podestu, który łączył główną sceną z mniejszą. Ta została umieszczona pośrodku widowni (w tym miejscu formacja odegrała krótki, akustyczny set). Ponadto nie brakowało ognia czy konfetti. Sporo więc trzeba było zainwestować w tym temacie, ale pieniądze zostały naprawdę dobrze wydane.

Maszyna ruszyła punktualnie o godz. 20. Organizatorzy, którzy przy rozpisce napisali, że nie "będzie opóźnień", nie rzucili więc słów na wiatr. Na początek usłyszeliśmy... Hejnał Mariacki wykonany przez trębacza na trybunach, a później Coma, w sposób epicki, przywitała się z publicznością. Łodzianie lubią wystartować z wysokiego (i dość długiego) "C", dlatego też w Krakowie rozpoczęli od ponad 10-minutowego Ekhartu z kultowej Hipertrofii. Napięcie rosło za sprawą Leszka Żukowskiego, a prawdziwa eksplozja nastąpiła przy okazji Trujących roślin. Muzycy się nie oszczędzali i tego samego wymagali od fanów. W trakcie tak dynamicznego setu, ciężko było nie skakać i źle się bawić. Energia okazała się zdecydowanie zaraźliwa, choć chwil do zadumy także nie brakowało.

Na trasie Re-Start zespół chętnie mieszał w repertuarowym kotle, więc tak naprawdę nie do końca było wiadomo, co nas czeka. W Krakowie całość została oparta przede wszystkim na kompozycjach z trzech pierwszych albumów, co było bardzo dobrą wiadomością, choć nie ukrywam, że pozostało we mnie lekkie uczucie niedosytu, że materiał z krążka Metal Ballads Vol. 1 tym razem w ogóle nie został uwzględniony w setliście. Jak to jednak mówią: nie można mieć wszystkiego. Na szczęście, łódzki sekstet zaprezentował sporo smakołyków w trakcie ponad trzygodzinnego (!) koncertu.

Z jednej strony pojawiły się numery, bez których ciężko sobie wyobrazić występ Comy (taneczne Skaczemy, przejmujące Spadam, czadowa Transfuzja), z drugiej – nie zabrakło niespodzianek. Po raz pierwszy muzycy, w tym składzie, zaprezentowali na żywo epickie November Rain z repertuaru Guns N’ Roses (przypomnijmy, że wokalista Piotr Rogucki i klawiszowiec Paweł Cieślak wykonywali już tę kompozycję w tym roku w ramach projektu Światło i Mrock). Dołączyli do nich: gitarzysta Kamil Kryszak, a także... Chór Katedry Wawelskiej. Ubarwili oni także dwa inne utwory Comy –Spadam oraz Los cebula i krokodyle łzy. Skoro temat gości został wywołany, w Krakowie było ich całkiem sporo. Dwa razy pojawił się Igo – najpierw w coverze Killing in the Name Rage Against the Machine, a później w Angeli. Tomasz "Lipa" Lipnicki” z Illusion podkręcił atmosferę za sprawą Noża, który posiada jeden z najlepszych riffów w historii polskiego rocka, a Natalia Szroeder wzruszyła wszystkich w Pożegnaniu z bajką zaśpiewanym w duecie z Roguckim.

Nie da się zapomnieć wykonania Schizforenii, kiedy to frontman Comy odwiedził na płycie publiczność. Blisko niej był także w trakcie utworu Sto tysięcy jednakowych miast, który zaśpiewał na siedząco. Czasem w końcu trzeba choć trochę odpocząć. A na krakowskim koncercie formacji takich momentów nie było zbyt dużo. Występ był niezwykle dynamiczny. Repertuar tego wymagał, ale swoje zrobiły też ujęcia z dronu czy widoki z kamer, które z bliska prezentowały muzyków na scenie.

Na początku września 2025 w mediach społecznościowych grupy pojawił się taki oto komunikat: "Decyzją zespołu w przyszłym roku Coma nie zagra trasy koncertowej, nie zobaczycie nas w klubach i na halach widowiskowych, robimy kolejną przerwę…". Jeśli chodzi o przyszłość, to Piotr Rogucki powiedział w Krakowie: – Prawdopodobnie będziemy żyć. Dodał także, że być może "jeszcze coś nowego powstanie". Mam nadzieję, że Coma nie powiedziała ostatniego słowa. Gdyby tak się stało, byłaby to ogromna szkoda. Teraz pozostaje tylko czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Oby wspomniana przerwa nie trwała zbyt długo. Patrząc na obecną formę zespołu, chciałoby się chodzić na koncerty zespołu, jak najczęściej.

P.S. Grudzień to miesiąc, który jest idealny na różnego rodzaju podsumowania. Układamy swoje zestawienia najlepszych albumów, filmów czy koncertów. W tej ostatniej kategorii u mnie na szczycie za 2025 zdecydowanie będzie Coma...

SetlistaEkhart; Leszek Żukowski; Trujące rośliny; Ostrość na nieskończoność; Pierwsze wyjście z mroku; Skaczemy: System; November Rain; Spadam; Parapet; Transfuzja; Czas globalnej niepogody; Tonacja (sygnał z piekła); Killing in the Name; Nóż; Schizofrenia; Święta; Popołudnia bezkarnie cytrynowe; Deszczowa piosenkaAngela; Ocalenie; Los cebula i krokodyle łzy; Pożegnanie z bajką; Sto tysięcy jednakowych miast; Cisza i ogień; Pasażer.  

Oto najlepsze albumy w dyskografii Comy [TOP5]: