Jest w tym coś makabrycznie fascynującego: oto patrzymy na twarze ludzi, którzy trzymali twardo w ręku losy milionów. Ludzi, o których uczymy się w szkołach, którzy patrzą na nas z pomników albo tablic pamiątkowych. Choć historia nadała im status półboski, to przecież jednak byli po prostu ludzie, biologicznie tacy jak my. Kiedy umarli (a okoliczności ich śmierci to tematy niezliczonych artykułów i książek) ich twarze zostały uwiecznione w postaci pośmiertnych masek.
innych specjalizacji. Na pewno mógłby także znaleźć się w muzeum i gromadzić podczas ekspozycji mnóstwo odwiedzających, którzy chcieliby spojrzeć historii w twarz. Dosłownie.
Jednak myśl o tym, żeby na przykład prywatnie mieć taką pośmiertną maskę w domu, na przykład na ścianie, przyprawia o nieprzyjemne dreszcze. To jednak tylko nasze zdanie, bo raczej tego typu skarby szybko znajdują nabywców i często lądują w prywatnych kolekcjach ekscentrycznych bogaczy. W tym wypadku rozmawiamy o ludziach z naprawdę głębokimi kieszeniami.
Wystawione na aukcji w Wielkiej Brytanii maski różnią się ceną. Za pośmiertną maskę Napoleona, którą sporządził i przechowywał gubernator wyspy świętej Heleny, miejsca śmierci Cesarza Francuzów, trzeba zapłacić minimum 12 tysięcy brytyjskich funtów. Jeśli kupimy ją w zestawie z twarzą Stalina, jednego z najstraszliwszych zbrodniarzy świata, którego liczby ofiar nigdy się nie doliczono, konieczne będzie wyasygnowanie 22 tysięcy funtów.
Z punktu widzenia muzealników i historyków rozumiemy taki wydatek, ale do prywatnej kolekcji? Nie spodziewamy się, żeby uczestnicy takich aukcji czytali nasze teksty, ale jeśli to robią, mamy apel: wpłaćcie lepiej takie sumy na konta organizacji niosących pomoc potrzebującym ludziom i/lub zwierzętom. Przynajmniej na coś ci cesarze i zbrodniarze się w końcu przydadzą.