„Zabójcze wesele” – recenzja nowego filmu Netfliksa

i

Autor: Scott Yamano/Netflix „Zabójcze wesele” – recenzja nowego filmu Netfliksa

Netflix

Pan i Pani Spitz. RECENZJA filmu „Zabójcze wesele”

2023-04-01 16:04

„Zabójcze wesele” to kontynuacja hitu Netfliksa sprzed czterech lat z Jennifer Aniston i Adamem Sandlerem w rolach średnio rozgarniętych wannabe detektywów, którzy jakimś cudem zdołali rozwikłać zagmatwaną zagadkę morderstwa.

Od wydarzeń z „Zabójczego rejsu” minęły cztery lata. Nick i Audrey postanowili postawić wszystko na jedną kartę i rozkręcić własną firmę detektywistyczną. Ich wątpliwe zdolności i charakterystyczny nieogar życiowy sprawiły jednak, że zamiast wielkiego sukcesu, doczekali się wielkiej kompromitacji. Na ich szczęście dawny przyjaciel Maharadża zorganizował wesele i padł ofiarą porwania, przez co Spitzowie ponownie znaleźli się w oku cyklonu i mogli udowodnić, że są najlepszymi-najgorszymi detektywami, jakich widział ekran. Czy podołali zadaniu?

„Zabójcze wesele” – recenzja nowego filmu Netfliksa

Jeśli ktoś włączył „Zabójcze wesele” oczekując błyskotliwości i nonszalancji, jaką odznacza się seria „Na noże”, z pewnością spotkał go zawód. Sequel „Zabójczego rejsu” nie stara się bowiem wyjść poza ramy niezobowiązującej komedii, która choć wyśmiewa prawidła rządzące kryminałem, robi to z gracją słonia w składzie porcelany. Mamy tu jednak do czynienia ze zjawiskiem podobnym do (też netfliksowego) „You” – guilty pleasure, które bawi nas i dostarcza czystej, niczym niezmąconej rozrywki. Czy ta chwilami prostacka komedia wnosi coś do naszego życia lub chociaż gatunku, który reprezentuje? Nie, ale nie takie było przecież jej założenie.

Niektóre filmy nie pretendują bowiem do miana ekranowej rewolucji, czy egzystencjalnej rozprawy wplecionej w komedię akcji. Niektóre są po prostu komedią akcji, która jednych uwiedzie, innych zaś zniesmaczy. „Zabójcze wesele” to, w mojej ocenie, udany sequel, który dostarcza nam dokładnie takich wrażeń, jak poprzednia odsłona, tylko w myśl zasady „więcej, bardziej, mocniej”. Stawka jest jeszcze większa niż poprzednio, a twórcy pełnymi garściami czerpią z bollywoodu i klasycznych telenowel (chcę wierzyć, że Aniston zwisająca z Wieży Eiffla to nawiązanie do kultowej sceny z „Mody na sukces”). Absurd goni zatem absurd, ale w tym szaleństwie jest jakaś metoda i film zwyczajnie działa jako niezobowiązująca rozrywka, po którą sięgamy zmęczeni trudami życia codziennego.

Zatem reasumując – jeśli podobał wam się „Zabójczy rejs”, „Zabójcze wesele” spodoba wam się nawet bardziej. Ja bawiłam się przednio i cieszę się, że w natłoku coraz bardziej pretensjonalnych satyr na „najpodlejszy ze wszystkich gatunków”, jakim w mniemaniu Joe Goldberga jest kryminał, wciąż zdarzają się produkcje lekkie i niezobowiązujące, które nie silą się na próby oszukania nas, że są czymś, czym nie są.

Jak dobrze znasz najpopularniejsze filmy Netfliksa? Komplet punktów to obowiązek! [QUIZ]

Pytanie 1 z 8
Który gwiazdor Marvela wystąpił w filmie "Gray Man"?
Gray Man
Najlepsze adaptacje Harlana Cobena na Netflix | To Się Kręci #5
Źródło: Pan i Pani Spitz. RECENZJA filmu „Zabójcze wesele”