Dziennikarze, którzy już mieli okazję wysłuchać materiału, nie mają wątpliwości, że to najlepszy album w dorobku duetu. Kiedy Mike Kerr i Ben Thatcher zaczęli pracę nad nowym albumem, dokładnie widzieli, co chcą stworzyć. Postanowili wrócić do korzeni, do muzyki, którą grali zainspirowani takimi artystami jak Daft Punk, Justice czy Phillipe Zdara z Cassius. Ponadto, tak jak przy debiucie, chcieli wrócić do podstaw, do ekscytującego, surowego i oryginalnego grania.
Poza znanymi już singlami, na płycie znalazł się zapierający dech w piersiach, pełen ognia i metalicznego groove'u numer "Who Needs Friends" z kategorii "nie bierzemy jeńców". Swoje najnowsze inspiracje Royal Blood przełożyli na przepuszczony przez vocoder głos w "Million & One" czy tworząc hiper-agresywne brzmienie w stylu Prince'a w "Mad Visions". Na finał pojawia się niespodzianka w postaci pięknej, fortepianowej ballady "All We Have Is Now", która przypomina, by żyć chwilą.
Czasem bezpośrednio a czasem tylko insynuując, album przedstawia tę gorszą stronę sukcesu, której muzycy osobiście doświadczyli. Zrozumieli wówczas, że sukces jest bardziej skomplikowany niż się wydaje i potrzeba czasu, by zyskać odpowiednią perspektywę. Kerr przytacza tu sytuację w Las Vegas, gdy postanowił, że właśnie pije swego ostatniego drinka. Wkrótce odkrył, że trzeźwość ma pozytywny wpływ nie tylko na jego kreatywność, ale i całe życie.
Z nowym podejściem, duet postanowił sam wyprodukować większość płyty "Typhoons". Nad brzmieniem "Boilmaker" czuwał jednak Josh Homme z Queens of the Stone Age, z którym muzycy poznali się, gdy Royal Blood supportowali QUOTSA na trasie po Ameryce Północnej. Ponadto wielokrotny laureat Grammy, Paul Epworth wyprodukował "Who Needs Friends" oraz pomagał przy "Trouble's Coming".
Duet później planuje występy na letnich festiwalach Tramlines (24 lipca), Truck (25 lipca) i Victorious (29 sierpnia). Zespół zapowiedział też pierwsze koncerty po Wielkiej Brytanii