Wydarzył się on znacznie wcześniej, niż zapewne przypuszczacie. W roku 1961 działo się tak wiele, że wiadomość o śpiewającym komputerze mogła umknąć uwadze większości. W USA swoją kadencję rozpoczął John F. Kennedy (za dwa lata zginie w zamachu), w kinach premierę ma animowane „101 dalmatyńczyków” Walta Disneya, a w Zatoce Świń nie rozpoczyna się wojskowa operacja mająca na celu odsunięcie komunistów od władzy na Kubie. Do tego pod koniec tego roku rozpocznie się na dobre wojna w Wietnamie.
Komputery w tamtych czasach potrafiły zajmować całe sale budynków i wyglądały zupełnie inaczej niż zminiaturyzowane maszyny, do których jesteśmy dziś przyzwyczajeni. Kosztowały miliony dolarów i pozwolić sobie na nie mogły tylko największe firmy i ośrodki badawcze, jak choćby NASA. Na jednym z takich urządzeń, komputerze IBM 7094, doszło do zaprogramowania muzyki i syntezy głosu. To właśnie wtedy komputer po raz pierwszy zaśpiewał.
10 maja 1961 roku na spotkaniu Akustycznego Stowarzyszenia Ameryki maszyna przemówiła, a publiczność oniemiała. John Larry Kelly Jr, Carol Lochbaum oraz Lou Gerstman zaprezentowali syntezator mowy (wokoder), który wykonał piosenkę „Daisy Bell”. Akompaniowała mu muzyka zaprogramowana przez innego równie ważnego w historii komputerów inżyniera, Max Mathewsa, którego można z powodzeniem nazwać ojcem muzyki elektronicznej.
Na koniec tej historii jeszcze jedna fascynująca ciekawostka. Niedługo potem, o prezentacji pierwszej elektronicznej piosenki usłyszał Arthur C. Clarke, wybitny pisarz science fiction. Wywarło to na niego tak ogromne wrażenie, że nawiązał do niego w swojej książce „2001: Odyseja Kosmiczna”. W ekranizacji powieści komputer HAL 9000, który jest kluczowym „bohaterem” tej historii, nazwą nawiązuje do IBM 7094 (wystarczy „cofnąć” skrót o jedną literę alfabetu), a gdy jest deaktywowany przez jednego z astronautów śpiewa właśnie „Diasy Bell” zwalniającym i obniżającym się z każdą chwilą bardziej głosem.