Wizjonerów nikt nie rozumie. Najgorsze okładki świata #31

i

Autor: WIkipedia

Wizjonerów nikt nie rozumie. Najgorsze okładki świata #31

2023-03-01 14:55

Bardzo ciekawy, szalenie innowacyjny album, w którym rockowy idol postanowił pobawić się kilkoma mediami, a nie tylko muzyką. Eksperymentował na każdym polu, łącznie z wizualnym, czego wynikiem jest ta okładka. Czy jest zła? Naszym zdaniem absolutnie nie, ale regularnie pojawia się w zestawieniach tych najgorszych. Dlatego chętnie się nią zajmiemy.

Piąty album blond bohatera rocka ukazał się w kwietniu 1993, niedługo zatem stuknie mu piękna trzydziestka. Brzmiał zupełnie inaczej niż to, do czego gwiazdor przyzwyczaił swoją publiczność. Na poprzedniej płycie, „Charmed Life” z 1990 roku, zaprezentował świetny cover „LA Woman” oraz jeden ze swoich największych przebojów: „Cradle of love”. Stylistycznie kontynuował drogę, którą obrał od początku: mieszankę Elvisa z punk rockiem. Tymczasem „Cyberpunk” to nagły zwrot akcji, zupełna przemiana, nowa propozycja muzyczna i inna kreacja artysty. Świat najwyraźniej nie był na to gotowy, bo krytycy nie mieli żadnej litości dla tego krążka. Po latach jednak widać jasno, że po prostu nie zrozumieli konceptu artysty, który stworzył coś poza szufladą, w której go widzieli.

Zacznijmy jednak od początku. Historia „Cyberpunk” zaczyna się niebezpiecznego wypadku motocyklowego Idola. W jego wyniku wylądował w szpitalu ze złamaną nogą. Do jej leczenia i rehabilitacji potrzebny był elektryczny stymulator mięśni. Odwiedzający Idola w szpitalu dziennikarz Roderick McNeil stwierdził, że upodabnia to artystę do cyborga z powieści cyberpunkowej. Wokalista nie znał zbyt dobrze tego gatunku, ale z ciekawości sięgnął po najsłynniejszego z jego przedstawicieli: Williama Gibsona. Choć lekturę „Neuromancera” miał już dawno za sobą, to zgłębiał gatunek dalej, sięgał po kolejnych autorów.

W tym samym czasie uczył się także wraz z nowym producentem Trevorem Rabinem tworzenia muzyki w sposób, jaki wciąż uchodził za futurystyczną nowinkę: z pomocą komputera. Całe studio nagraniowe ściśnięte do niedużej obudowy komputera Macintosh musiało zrobić ogromne wrażenie na muzyku. Idol, w duszy pozostający przecież wciąż punkiem, czuł się związany z ruchem DIY (do it yourself), zatem możliwość produkowania muzyki w domu, bez miotania się po studiach, była dla niego wręcz idealna.

W pogoni za przemianą świata

Świat lat 90-tych był sceną szybkiej i wielkiej przemiany w świecie technologii. Rodził się internet, jaki dziś jest dla nas środowiskiem prawie naturalnym. Wokół internetowych for, list mailingowych i stron tworzyły się pierwsze poważne społeczności, wielu badaczy kultury przyglądało się z uwagą czemuś co mogło być wyrazem nowej „cyberkultury”. W kinach obrazem tej fascynacji były takie filmy jak „Dziwne Dni”, „Johnny Mnemonic” czy „Kosiarz Umysłów”. Choć wizje przyszłości starzeją się najszybciej, historie te wciąż pozostają bardzo nośne. Jedynie dekoracje mogą wydawać się trącić myszką.

Billy Idol tworząc „Cyberpunk” chciał skorzystać ze wszystkiego, co oferowały mu możliwości kultury cyfrowej. Płyta została nagrana na komputerze, okładka jest wariacją na temat cyfrowej grafiki, wydaniu płyty towarzyszyły dodatkowe materiały rozprowadzane na dyskietkach. Artysta wykorzystywał także internet (zanim ktokolwiek pomyślał o takiej promocji innych gwiazd rocka) wydał kasetę VHS z futurystycznymi teledyskami, starał się dotrzeć do społeczności nowych mediów. Zmienił także swój image, rezygnując z wizerunku rockowego macho z lekką nutą retro na rzecz futurystycznego gwiazdora rocka.

Niestety eksperyment nie powiódł się. Krytycy nie docenili kreatywności i wizjonerstwa artysty, fani byli skonfundowani zmianą stylistyki, społeczność internetowa obawiała się, że jest on emisariuszem wielkiego rynku, który odbierze im niezależność i skomercjalizuje ukochaną wolność w sieci. Nie pomylili się, jednak to nie Idol okazał się tym, który sprowadził kłopoty. Ludzie, którzy stworzyli największe technologiczne korporacje dyktujące warunki komunikacji wyszli z ich własnych szeregów.

A jednak miał rację

Dziś, kiedy estetyka cyberpunka wróciła dzięki popularnej grze komputerowej oraz niedawnej czwartej części sagi „Matrix”, płyta Idola nie jest trudna do odczytania i osadzenia w kodzie popkultury. Niestety negatywny odbiór przełożył się na dalszą działalność artysty, który kolejną płytę z oryginalnym materiałem wydał dopiero po 13 latach.

Do „Cyberpunk” warto wrócić i dziś, bo nowatorskie brzmienia połączonej elektroniki i gitary elektrycznej wcale się nie zestarzały. Przeciwnie, tak jak kiedyś mogły wydawać się niezrozumiałe, tak dziś pokazują, że Idol dostrzegał zmianę kultury, która rozgrywała się na jego oczach. Przyszłość, która nadeszła jest inna, inne gatunki muzyczne są głosem buntu przeciw korporacjom i systemowi. Wizja Idola pozostaje jednak spójna, a krytykowana tak często okładka, będąca czymś między narkotyczną wizją, a tworem sztucznej inteligencji, jest coraz bardziej aktualna. W końcu w tą stronę zmierza technologia rozrywkowa, w stronę wirtualnej lub wspomaganej technologicznie rzeczywistości, w której każdy z nas będzie mógł się przetwarzać. Tak jak 30 lat temu zrobił to Billy Idol, a dziś robią to wszyscy artyści rocka korzystający z nowoczesnych technologii, social mediów, produkujący sami swoje materiały i wydający je w sieci. Cyberpunk jest dziś i choć jest inny niż przewidział Idol, jego płyta właśnie stała się wyjątkowo aktualna. 

Def Leppard - 5 ciekawostek o albumie "Hysteria" | Jak dziś rockuje?