Prawdziwie wygrana wojna to taka, w której udało się doprowadzić do końca agresji zanim padł jakikolwiek strzał, zanim noże znalazły się w rękach. Gdy dochodzi do rozlewu krwi jest już za późno i tak naprawdę wszyscy przegrywają, bo pozostaje spirala przemocy i kolejnych na nią odpowiedzi. Oczywiście brzmi to jak naiwny truizm, jednak z pewnością jedną z ważniejszych misji artystycznych jest promocja empatii i porozumienia, nawet tam, gdzie już padły strzały. Bo przecież gdyby zapytać cywilów, czego by chcieli najbardziej, to odpowiedzą, że spokoju, a nie przetaczających się kanonad, niezależnie z której strony.
Od 2007 roku Heartbeat zapraszał do współpracy ponad 140 muzyków z miast takich jak Jaffa, Tel Aviv, Betlejem i Ramallah. Dodatkowo realizowali muzyczne warsztaty, dzięki którym razem muzykowali ludzie z Izraela i Palestyny. Podczas tras koncertowych zapraszali na scenę także migrantów, którzy uciekli przed konfliktami do Europy.
Od tamtego czasu minęło 10 lat, a w ciągu ostatnich tygodni proces jakiejkolwiek pokojowej koegzystencji został przekreślony. Najpierw atak Hamasu, potem odwet izraelskiej armii i tysiące ofiar. Pod gruzami, w zbombardowanych szpitalach, wśród zabitej publiczności festiwalu muzycznego paszporty nie mają żadnego znaczenia. Podobnie jak to, jakim imieniem nazywa się swojego Boga.
Nie chcemy zabierać głosu w sprawie militarnego i politycznego aspektu tragedii na Bliskim Wschodzie. Naszym zadaniem nie jest analiza ekspercka działań zbrojnych ani politycznych decyzji. Jednak z radością podamy dalej piękny apel by dostrzec w drugiej osobie człowieka, który podobnie jak my chce po prostu żyć. Dlatego serdecznie polecamy Wam Aarona Shneyera, bo choć raczej ani dowództwo armii Izraela, ani islamscy bojownicy go nie posłuchają, dotrze dalej i nie zniknie.