Slayer i historia powstania albumu South of Heaven
Rok 1986 okazał się przełomowy dla amerykańskiego Slayera. Grupa wypuściła w świat trzeci album, Reign in Blood, który zdefiniował thrash metal i dał podwaliny pod jeszcze bardziej ekstremalne gatunki muzyczne. Po tym wszystkim muzycy znaleźli się pod ogromną presją. Czuli podskórnie, że powtórzenie tej formuły ograniczyłoby ich artystycznie. Zespół, świadomy oczekiwań ze strony fanów, postanowił podjął bardzo odważną decyzję. Zamiast podkręcenie tempa, zafundowali słuchaczom... zwolnienie.
– Chcieliśmy nagrać szybki album i tak powstało “Reign...”, ale nie musimy brzmieć tak samo cały czas – przyznawał Tom Araya, wokalista i basista Slayera (cytat za książką Slayer. Krwawe rządze autorstwa Joela McIvera).
Zanim zespół wziął się za nagrywanie czwartej płyty, trzeba było opanować sytuację wewnątrz składu. W trakcie promocji Reign in Blood odejść postanowił perkusista Dave Lombardo. Narzekał on na niskie wynagrodzenie, a czarę goryczy przelała sytuacja związana ze świeżo, wówczas, upieczoną żoną Theresą. Muzyk chciał ją zabrać na wspólną trasę z W.A.S.P., ale menedżerowie oraz koledzy z zespołu byli temu przeciwni. – Zwołałem zebranie zespołu, usiedliśmy przed domem Toma i powiedziałem, że odchodzę. A ich nastawienie było, że OK. Żadnych kłótni, nic. Nie pytali o powód. Nawet nie pokazali, że ich to obeszło – wspominał perkusista.
Jego następcą został Tony Scaglione z nowojorskiego Whiplash. Był to dobry pałker, ale nie prezentował tego samego poziomu, co Lombardo. Po czterech miesiącach udało się ostatecznie namówić muzyka do powrotu do Slayera. Kluczowe okazało się zaangażowanie producenta Ricka Rubina, który udowodnił, że posiada talenty mediacyjne. Następnie zespół ruszył na występy na Starym Kontynencie. Ostatni koncert w 1987 muzycy dali na początku czerwca.
Przed wejściem do studia, członkowie Slayera intensywnie ćwiczyć utwory, które miały się znaleźć na następcy Reign in Blood. Później zaszyli się w Hit City West w Los Angeles, a nad wszystkim czuwał wspomniany już Rubin, który był także odpowiedzialny za album z 1986. Nagrywanie rozpoczęło się w grudniu, a dobiegło końca po dwóch miesiącach. Zespół odwiedził ponadto studio Chung King w Nowym Jorku. Co ciekawe, sesje trwały dłużej niż przy okazji poprzednich płyt. Muzycy spędzili bowiem więcej czasu na dopracowywaniu riffów oraz poszczególnych aranżacji.
South of Heaven ujrzał światło dzienne 5 lipca 1988 nakładem Def Jam Records. Po premierze album spotkał się z dość mieszanym przyjęciem. Wielu fanów, oczekujących kolejnego Reign in Blood, było zaskoczonych wolniejszym tempem i bardziej melodyjnym podejściem do utworów. W przestrzeni medialnej także nie było zgodności. Magazyn Kerrang! przyznał South of Heaven maksymalną ocenę, tymczasem dziennikarz Rolling Stone’a ocenił całość na jedną gwiazdkę w pięciostopniowej skali.
Jeśli chodzi o listy przebojów, to płyta Slayera osiągnęła 57. miejsce na amerykańskim Billboardzie. Z biegiem czasu South of Heaven zyskał na wartości i jest dziś powszechnie uznawany za jeden z najważniejszych krążków w dyskografii zespołu. – Ta płyta późno rozkwitła – nie została dobrze przyjęta, ale chyba wielu później się do niej przekonało. Specjalnie zrobiliśmy ją trochę inaczej – dodał Araya we wspomnianej książce McIvera.
Grupa udowodniła, że nie boi się rozwijać. Odmienność od poprzednika była najlepszym dowodem na artystyczną dojrzałość muzyków Slayera, którzy nie poszli na łatwiznę. Pokazali przecież, że można stworzyć ciężką i mroczną muzykę nie polegając wyłącznie na brutalnej szybkości. I to było ich największym zwycięstwem.
Jakie ciekawostki skrywa album South of Heaven? Tego dowiecie się z galerii umieszczonej na samej górze niniejszego artykułu.