Rockowa odsłona Keanu Reevesa w słonecznym wydaniu. Dogstar - recenzja albumu “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”

i

Autor: Screen z Instagrama/dogstarband - fot. Ross Halfin Zespół Keanu Reevesa wydał album. Dogstar - recenzja “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”

Rockowa odsłona Keanu Reevesa w słonecznym wydaniu. Dogstar - recenzja albumu “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”

2023-10-09 17:10

Rok 2023 od samego początku jawi się jako czas wielkich powrotów. Wszystkich chyba jednak pobili Panowie z formacji Dogstar, w której to obowiązki basisty pełni Keanu Reeves. Grupa zreformowała się po ponad dwudziestu latach i wydała pierwszy od dokładnie dwudziestu trzech lat album! Chcesz zatopić się w pasji do gitarowego grania? Posłuchaj “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”!

Keanu Reeves dał się poznać całemu światu przede wszystkim jako aktor. Zadebiutował on na małym ekranie w 1984 roku, a już dwa lata później zagrał swoją pierwszą rolę filmową w produkcji “Youngblood”. Przełom dla niego nadszedł pod koniec lat 80. wraz z premierą w 1989 roku filmu “Wspaniała przygoda Billa i Teda”, który osiągnął komercyjny sukces. Kluczowe dla aktora były lata 90., kiedy to pokazał on swój kunszt w dramatach (“Moje własne Idaho”), thrillerach (“Adwokat Diabła) i kinie akcji (“Speed: Niebezpieczna prędkość”, “Matrix”). Keanu od zawsze cieszy się ogromną sympatią publiczności, która pokochała go nie tylko za role filmowe, ale też zachowanie skromności i normalności w obliczu, zarówno wielkiej sławy, jak i ogromnych tragedii, jakie spotkały go, gdy znajdował się na samym szczycie kariery. Po latach nieco mniej udanych ról, Reeves powrócił w wielkim stylu w 2014 roku rolą w pierwszej części filmowej serii “John Wick”. Widzowie pokochali postać odważnego płatnego mordercy, którego to czwarta już odsłona przygód trafiła na ekrany kin w tym roku.

Aktorzy i Aktorki, którzy grają rocka!

Muzyczna odsłona Keanu Reevesa

Na kinie jednak świat się dla Keanu nie kończy! Tak samo jak jego kolega po fachu, Johnny Depp, na początku lat 90. pokazał on, że szczególnie bliska jest mu muzyka, zwłaszcza ta bardziej gitarowa. W 1991 roku, wraz z Robertem Mailhousem i Greggiem Millerem, założył zespół, pierwotnie nazwany Small Fecal Matter, a następnie BFS (Big Fucking Shit lub Big Fucking Sound), zanim zdecydowali się na Dogstar, w nawiązaniu do książki “Sexus”, autorstwa Henry’ego Millera. Keanu objął w nim rolę basisty, Robert zasiadł za perkusją, Gregg został gitarzystą prowadzącym, a skład w 1994 roku uzupełnił Bret Domrose jako gitarzysta i wokalista wspierający. Grupa rzuciła się w wir koncertowania i to z dużym sukcesem, gdyż otwierała występy m.in. Davida Bowie i Bon Jovi! W 1995 roku Dogstar wróciło do pierwotnego kształtu i po odejściu ze składu Millera znów zaczęło działać jako trio. Już rok później Panowie zaprezentowali swoją pierwsza EP-kę, “Quattro Formaggi”, która była jedynie przedsmakiem debiutanckiego “Our Little Visionary”, które jednak ukazało się jedynie na terenie… Japonii. W kolejnych latach zespół nieco zwolnił tempo, jednak udało mu się nagrać i wydać w 2000 roku kolejny krążek, nie zabrakło także oczywiście koncertów, jednak nie w tak imponującej liczbie, jak na początku lat 90. Tytuł płyty, “Happy Ending”, okazał się być w jakiś sposób proroczy - w 2002 roku, po występie w Japonii, zespół w przyjacielskiej atmosferze zakończył działalność. Powrócił dopiero po dwudziestu latach.

Wielki powrót

Już w 2022 roku stało się jasne, że Keanu, Robert i Bret na nowo połączyli siły. W social mediach pojawiły się oficjalne konta zespołu, a na nich liczne zdjęcia z pracy w studiu nagraniowym. Na oficjalne wieści przyszło nam jednak czekać do maja tego roku, kiedy to formacja zapowiedziała swój pierwszy od ponad dwudziestu lat występ! Już na nim wybrzmiał po raz pierwszy premierowy materiał, aż w końcu w lipcu Dogstar oficjalnie zapowiedzieli swój trzeci, pierwszy od 23 lat album, przed premierą którego dostaliśmy trzy zapowiedzi - “Everything Turns Around”, “Breach” i “Glimmer”. Już one dały nam zarys tego, czego możemy się spodziewać po “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”.

Klimat słonecznej kalifornii w ponurym październiku

Brzmienie Dogstar od samego początku oscylowało wokół grunge’u, z przewagą jednak dużo łagodniejszego rocka alternatywnego, przy czym ten, który prezentuje zespół od pierwszego przesłuchania nasuwa na myśl wyrażenie “kalifornijski rock”. Czyli co dokładnie? Niezwykle ciepłe, niemal słoneczne i łagodne brzmienie, choć oczywiście opierające się na dźwiękach gitary, które natychmiast sprawia, że przed oczami słuchacza pojawia się piękna, kalifornijska plaża i palmy rodem z LA. Tak właśnie się dzieje przez całe czterdzieści minut słuchania “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”, którego tytuł wspaniale oddaje to, czego możemy się spodziewać po projekcie.

Złożyło się na niego łącznie dwanaście utworów, a całość otwiera nastrojowa, a przy tym trochę ejtisowa, nieco nawet taneczna “Blonde”. Tuż po niej następuje materiał na prawdziwy radiowy przebój, czyli wspaniały “How the Story Ends” z urokliwym refrenem, do którego idealnie pasuje słowo “catchy”!

Wszystkie odcienie rocka

Tańce i ejtisy to jednak nie wszystko, a tych muzycznych inspiracji jest tu dużo więcej - “Dillon Street” to przepiękny ukłon w stronę klimatów country, oparty na wspaniałej gitarze akustycznej z partią harmonijki ustnej, niejako prowadzącej monolog z gitarowym solo - co za atmosfera! Tytuł kompozycji za to może się wydać szczególnie znajomy fanom serii GTA. Na południu pozostajemy także za sprawą klimatycznego “Upside”. “Lust” za to brzmi trochę funkowo, ale z rockowym zacięciem, i myślę, że szczególnie przypadnie do gustu fanom Red Hot Chili Peppers!

Linie energetyczne

Czy na płycie bywa ostrzej? A i owszem! Wystarczy posłuchać mocno grunge’owego, ze wspaniałą partią gitary “Overhang”. Ciekawie w tym zakresie wypadają też “Lily”, przywodząca na myśl granie, chociażby Kings of Leon, z dość charakterystycznym, blues rockowym riffem i “Sunrise”. Ostrość można ujmować na różne sposoby, także w balladzie - i taką oto mamy na “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees”! “Glimmer” to monumentalna power rockowa ballada, rodem z lat 80., której myślę nie powstydziliby się chociażby Panowie z Def Leppard! Genialny wybór na singiel! W podobnym, ale nieco żywszym klimacie, pozostaje wspaniały “Sleep”. Do post grunge’owych dźwięków wracamy na samo zamknięcie krążka, a to za sprawą singlowego “Breach”, w którym to szczególną rolę pełni właśnie bas! Piękne zakończenie, ale przy tym pozostawiające słuchacza z niedosytem!

Granie pełne pasji

“Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees” to album sam w sobie dość niepozorny, który w mainstreamie przejdzie raczej bez echa, a szkoda, bo zasługuje na zdecydowanie większy rozgłos! Panowie z Dogstar prezentują na płycie naprawdę kawał dobrego, kalifornijskiego rocka, przenosząc słuchaczy i słuchaczki w podróż, także w czasie, umieszczając nas na przełomie dekad lat 80. i 90. z powolnym krokiem ku nowemu tysiącleciu. Po krążku tym czuć to, co najważniejsze, czyli pasję i miłość do muzyki gitarowej. Keanu, Robert i Bret stworzyli to, co im samym w duszy gra i to bardzo wyraźnie słychać - to właśnie dzięki temu “Somewhere Between the Power Lines and Palm Trees” brzmi tak bardzo autentycznie, przyjemnie, łagodnie i totalnie wciąga. Gwarantuje, że na jednym przesłuchaniu się nie skończy, do tej płyty po prostu chce się wracać - już wiem, że będzie ona dla mnie pozycją obowiązkową do poprawy humoru. Oby na kolejną płytę Dogstar nie kazali na siebie czekać następne ponad dwadzieścia lat - ich wyczucie i pasja do muzyki nie są tego warte.