Mało kto chyba jest w stanie wyobrazić sobie dziś Led Zeppelin bez Roberta Planta w składzie zespołu. Muzyk był zdaje się trzecim w kolejności muzykiem, po Jimmym Page'u i Johnie Paulu Jonesie, który do niego dołączył, a wraz z nim częścią grupy został też perkusista John Bonham. To ten skład właśnie utworzył jedną z najsłynniejszych rockowych formacji w historii.
Led Zeppelin nie istnieje co prawda od czterdziestu pięciu lat, znaczenie i dziedzictwo zespołu pozostają jednak wiecznie żywe. Wciąż chociażby przywołuje się rolę osoby Roberta Planta do wykształcenia się wizerunku prawdziwego, rockowego frontmana. Wokalista zwracał na siebie uwagę od samych początków: wokal, wizerunek, sceniczne ruchy, charyzma. Nikt nie był w stanie podrobić Planta - choć wielu i wiele próbowało. Artysta wciąż uznawany jest za wzór frontmana - a co o tym sądzi on sam?
Robert Plant o staniu na czele sceny w Led Zeppelin
Muzyk, który powoli szykuje się do wydania kolejnego solowego albumu, zawitał do stacji radiowej BBC Radio 2 do audycji " The Folk Show with Mark Radcliffe". Plant przyznał w tej rozmowie, że stanie "na pierwszej linii ognia" w Led Zeppelin wcale nie było najłatwiejszym zadaniem. Muzyk zaznacza jednak, że postrzeganie go tylko i wyłącznie w roli frontmana nie jest słuszne i zaznaczył, że od najwcześniejszych swoich czasów w zespole tworzył dla niej kompozycje, jako przykład podając klasyk Good Times, Bad Times.
W wywiadzie muzyk odniósł się do tego, że Led Zeppelin uchodzi powszechnie za jeden z największych i najlepszych zespołów w historii, jeśli chodzi o aspekt stricte koncertowy. Robert Plant wyznał, że nie wszystko i nie zawsze było tak wspaniałe, a wszystko tak naprawdę zależało od okoliczności.