Oto historia przyjaźni Lemmy'ego i Ozzy'ego Osbourne'a. "Do zobaczenia po drugiej stronie"
W świecie rocka i metalu niewiele przyjaźni było tak szczerych, jak ta między Lemmy'm Kilmisterem – liderem Motörhead – a Ozzy'm Osbourne’em – legendarnym wokalistą Black Sabbath, który działał także solowo. – Straciłem jednego z moich najlepszych przyjaciół. Lemmy był legendą i ikoną. Będzie mi go bardzo brakować. Był wojownikiem i legendą. Do zobaczenia po drugiej stronie – napisał na Facebooku Osbourne w grudniu 2015. Teraz znów są razem i mogą pogadać na wszystkie tematy w zupełnie innej rzeczywistości.
– Mieliśmy taki kawał między sobą: "Który z nas będzie musiał odejść pierwszy?". Ja się uspokoiłem, przestałem imprezować całonocnie już dawno temu. Ale Lemmy kiedyś mi powiedział: "Jaki sens jest żyć do 99 lat, skoro nawet się z tego nie cieszysz? To moje życie i chcę mieć z niego radochę". I żył do 70-tki. Żyjąc w ten sposób, paląc, pijąc itp., wiedział, że długo nie pociągnie. Nie możesz tak żyć i oczekiwać, że dożyjesz 99 lat – wspominał Osbourne w rozmowie dla magazynu Rolling Stone w 2015 roku. Lemmy zmarł dokładnie cztery dni po swoich 70. urodzinach, Książe Ciemności odszedł natomiast, w lipcu 2025, w wieku 76 lat w otoczeniu najbliższych osób.
Lemmy i Ozzy poznali się jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pierwszy z nich grał wówczas w Hawkwind, drugi działał prężnie w Black Sabbath. – Mieliśmy próby w tym samym miejscu w Anglii – opowiadał wokalista. Łączyła ich nie tylko muzyka, ale również zamiłowanie do imprezowego stylu życia pełnego używek.
Muzycy dawali ostro czadu w trakcie pierwszej solowej trasy koncertowej Osbourne’a po Stanach Zjednoczonych. Motörhead wówczas supportował Księcia Ciemności. – Świetnie się razem bawiliśmy. Imprezowaliśmy każdego dnia – przyznawał, z rozbrajającą szczerością, Osbourne we wspomnianym wywiadzie dla Rolling Stone’a.
Obaj wielokrotnie podkreślali, że bardzo się szanują. Nie tylko w kwestiach muzycznych, ale – przede wszystkim – w tych stricte ludzkich. Ozzy opisywał Lemmy’ego jako jedną z najbardziej inteligentnych postaci, jakie w życiu poznał: – Wyglądał, jak stary motocyklista, ale był bardzo oczytany. Wiedział dużo na temat wielu rzeczy. Na trasach koncertowych wiózł ze sobą sporo książek. Pochłaniał jedna za drugą. Osbourne podziwiał go także za bezkompromisowe podejście do muzyki, poczucie humoru czy szczerość.
Z kolei Lemmy cenił wokalistę Black Sabbath za autentyczność i odwagę bycia sobą (nawet, jeśli to często wywoływało kontrowersje). No i oczywiście za charyzmę sceniczną. – Ozzy to jeden z tych gości, który nie jest ani wysoki, ani przystojny i trochę się kręci na scenie, ale kiedy już na niej jest, to wtedy nie zwraca się na nikogo innego uwagi. Charyzma aż się z niego sączy. Ta niesamowita charyzma napędzała go przez te wszystkie lata – powiedział w rozmowie dla zachodniego Metal Hammera w 2010.
Ich przyjaźń przełożyła się także na współpracę artystyczną. Na albumie Ozzy’ego No More Tears z 1991 znalazły się cztery utwory, do których teksty napisał lider Motörhead. To właśnie on był odpowiedzialny m.in. za Mama, I’m Coming Home, wielki przebój, który dał Osbourne’owi kolejne muzyczne życie.
– Dawałem mu piosenkę i myślałem: "Ciekawe, jak kur** sobie z nią poradzisz?". A on stworzył 15 wersów w krótkim czasie. Gdy ja pisałem, to kończyło się na frazie "Ona podeszła do drzwi" i to było wszystko, na co było mnie stać. On pisał teksty niczym wiadomości. Zastanawiałem się, jak on to robił. Zwłaszcza, że to nie były dobre teksty, tylko kur** niesamowite – wspominał Książe Ciemności w 2015.
A jak Lemmy zapamiętał tę współpracę? – Wysyłał mi demówki, na których po prostu wydawał dźwięki tam, gdzie chciał słowa. To był bardzo prosty proces. Możesz siedzieć z kimś godzinami i w zasadzie zrobisz to samo. Taki sposób był zdecydowanie lepszy – powiedział wokalista i basista Motörhead.
Kilmister wsparł jeszcze Osbourne’a na kolejnej solowej płycie, Ozzmosis (1995). Jego nazwisko pojawiło się przy okazji kompozycji See You on the Other Side. Nie da się ukryć, że był to dowód na to, jak dobrze się rozumieli. Lemmy potrafił uchwycić emocje i styl, które pasowały do muzyki Ozzy’ego. Nie było dla niego problemem pisać o osobistych przeżyciach Osbourne’a, bo wszystko przefiltrowywał po swojemu.
Odejście Lemmy’ego z tego świata mocno wstrząsnęło Osbourne’em. Byli bowiem w stałym kontakcie. – Rozmawiałem z nim dwa dni przed jego śmiercią. A przynajmniej próbowałem. Nie mogłem zrozumieć, co mówi, był tak chory. Dwa dni wcześniej też do niego dzwoniłem, bo miał urodziny – opowiadał wokalista w rozmowie z australijskim dziennikiem The Sydney Morning Herald.
Przyjaźnie w świecie rocka bywają burzliwe i krótkotrwałe. Relacja między Lemmy'm a Ozzy'm była jednak czymś wyjątkowym. Była prawdziwa. Ta więź przetrwała dekady w otoczeniu, w którym nie brakuje iluzji. Obaj byli indywidualistami, ale znaleźli w sobie bratnie dusze. Niniejszy tekst był opowieścią o wsparciu, wspólnych sukcesach i wzajemnym szacunku. Ta przyjaźń już na zawsze będzie jednym z najjaśniejszych punktów w bogatej historii rock’n’rolla.