Sebastian Svalland, gitarzysta szwedzkiej formacji Katatonia

i

Autor: Terhi Ylimäinen

Tylko u nas

Nowy gitarzysta Katatonii, Sebastian Svalland o nadchodzącym krążku: „Brzmienie, które prezentujemy na tym albumie, z pewnością was zaskoczy” [WYWIAD]

2025-05-06 23:19

W marcu br. szwedzka formacja Katatonia, która jest uznawana za pionierów doom metalu, oznajmiła, iż z zespołu odchodzi współzałożyciel, gitarzysta i kompozytor grupy - Anders Nyström. Natomiast w kwietniu Szwedzi przekazali, że 6 czerwca 2025 r. ukaże się ich 13. studyjny album zatytułowany „Nightmares as Extensions of the Waking State”, jednocześnie informując, że do ich składu oficjalnie dołączają dwaj gitarzyści: Sebastian Svalland oraz Nico Elgstrand. Mieliśmy okazję porozmawiać z Sebastianem o tym, jak rozpoczęła się jego przygoda z zespołem, o nowej płycie formacji oraz jego planach względem pozostałych projektów, w które jest zaangażowany.

Od kwietnia oficjalnie jesteś gitarzystą Katatonii. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z tą legendarną formacją?

Sebastian Svalland: Wszystko jest chyba zrządzeniem losu, przynajmniej z mojej perspektywy. Jonas (Renkse – wokalista zespołu Katatonia, red.) jest dość skrytym człowiekiem i tak naprawdę, do dziś nie wiem, jak to się stało, że mnie znalazł. Przypuszczałem, że mogło to być poprzez byłych członków Katatonii – byłego perkusistę Daniela (Liljekvista – perkusista Katatonii w latach 1999-2014, red.) oraz braci Norrmanów (Fredrik Norrman, basista oraz Mattias Norrman, gitarzysta – red.), ponieważ pochodzimy z tego samego regionu. Do dziś nie mam jednak pewności, czy rzeczywiście tak było. Jonas "skontaktował się ze mną" mailowo poprzez młodszego brata Daniela, który pracował jako techniczny Katatonii i Bloodbath. Daniel w mailu przekazał mi, że Jonas chciałby się ze mną spotkać. Więc pojechałem do Sztokholmu, trochę pogadaliśmy i było bardzo miło. Od razu poczułem, że to jest osoba, z którą będę się świetnie dogadywał, z którą fajnie jest po prostu spędzać czas. To był okres, kiedy Katatonia na chwilę zawiesiła swoją działalność i po dość długiej przerwie ponownie mieli wrócić na scenę. Później zagrałem z nimi kilka koncertów, tak na próbę i zarówno zespół, jak i ja poczuliśmy, że dobrze się dogadujemy i dobrze nam się wspólnie gra, choć uważam, że mam zupełnie inną osobowość niż pozostali członkowie zespołu. Jestem też od nich o wiele młodszy. Na przykład między mną a Nico (Elgstrandem – drugi gitarzysta Katatonii, który także w tym roku oficjalnie dołączył do składu zespołu) jest 20 lat różnicy. Może właśnie ten powiew świeżej energii był tym, czego potrzebowali?

Tomasz Skaya Skuza | Człowiek z metalu SHORT 1

Jak wspomniałeś, Jonas jest dość skrytym człowiekiem. Czy w momencie, kiedy po raz pierwszy się z nim spotkałeś i zagrałeś te kilka koncertów z Katatonią, przeczuwałeś, że niebawem możesz zostać pełnoprawnym członkiem zespołu? Czy raczej myślałeś, że jesteś tam tylko na chwilę i tak naprawdę przyszłość nie jest pewna?

Sebastian Svalland: Od czasu tego pierwszego spotkania miałem przeczucie, że przechodzę pewnego rodzaju test, że zespół chce sprawdzić, czy po prostu „kliknie”. Jeśli ta chemia między nami by się zadziała i wszystko poszłoby dobrze, to po prostu zostałbym gitarzystą Katatonii. Przynajmniej ja to tak odebrałem, choć nie zostało to wypowiedziane wprost. To też mnie zmotywowało, aby podczas prób i pierwszych koncertów zaprezentować pełne spektrum moich muzycznych umiejętności, ponieważ słuchałem Katatonii jako dzieciak i w zasadzie nadal ich słucham. W końcu zespół istnieje tyle lat, ile ja żyję.

Tak, to ciekawe, że zespół, który początkowo nosił nazwę Melancholium, w roku 1991, czyli w tym, w którym się urodziłeś, zmienił nazwę na Katatonia. Można rzec, że Katatonia była Ci przeznaczona.

Sebastian Svalland: (śmiech) Tak, to dość zabawne. Trochę tak to wygląda, jakby wszystkie drogi prowadziły mnie do zespołu, ponieważ, jak wspomniałem, pochodzę z tego samego regionu, co byli członkowie formacji, znam kilku z nich. Muzyka, którą tworzy Katatonia, należy także do gatunku moich zainteresowań muzycznych. Albumy, zwłaszcza te, które wydali na początku swojej kariery, ale również ich nowszy materiał, bardzo mi się podobały. Tym bardziej cieszę się, że będę miał szansę grać muzykę, której słucham także prywatnie i jestem przekonany, że moja obecność wniesie nie tylko nową energię do zespołu, ale również ciekawe gitarowe wariacje.

Wspomniałeś, że słuchałeś Katatonii, ale czy miałeś jakieś wątpliwości, zanim zgodziłeś się być częścią zespołu? Czy od razu w to wszedłeś bez chwili wahania?

Sebastian Svalland: Myślę, że cały ten proces odbywał się stopniowo. Oczywiście, jeśli zespół, z którym grasz, tworzy muzykę, którą lubisz, to jest to wielki plus, inaczej pewno nawet nigdy byś nie rozważał nawet tej opcji. Jednak sama muzyka to nie wszystko. Bycie w zespole to również ten czas poza wyjściem na scenę. Spędza się wspólnie sporo czasu, zarówno podczas trasy, jak i w studiu i w pewien sposób ci ludzie są częścią twojego życia. To tak, jak z doborem przyjaciół. Z niektórymi ludźmi po prostu od razu łapiesz wspólny język, z innymi zupełnie nie, nieważne ile czasu wspólnie spędzicie. Więc tu było podobnie. Nie podejmowałem decyzji pochopnie, po prostu stwierdziłem, że dam sobie czas, żeby ich poznać, spędzić z nimi trochę czasu, tak zwyczajnie, siedząc przy piwie i rozmawiając. Ja jestem osobą bardzo bezpośrednią i jeśli coś mi się nie podoba, to po prostu o tym mówię. Z chłopakami świetnie się czujemy w swoim towarzystwie, także poza sceną. Sądzę, że drzemie w nas ogromny potencjał, co może zabrzmieć zabawnie, ponieważ ten zespół tworzy od tak dawna i ma na swoim koncie wiele niesamowitych kawałków. Jednak fajnie jest obserwować, że wspólnie tworzymy coś nowego, stajemy się grupą, zespołem, który znakomicie prezentuje się podczas występów na żywo i jest w stanie zagrać te wszystkie kawałki na żywo nawet lepiej, niż brzmią one na płycie. Do tego właśnie dążę. Cieszę się, że mogę tego doświadczać.

Właściwie, nie miałeś zbyt dobrej „pozycji startowej” ponieważ zastąpiłeś Andersa Nyströma, który nie tylko był współzałożycielem i gitarzystą formacji, ale również odpowiadał za jej brzmienie przez prawie 30 lat. Czy towarzyszyły Ci obawy, że ludzie będą Cię z nim porównywać? Nie tylko jeśli chodzi o Twoją technikę, ale, jak wspomniałeś, Twoja energia na scenie jest bardziej ekspresyjna od tego, co prezentowała do tej pory Katatonia. Czy raczej koncentrowałeś się na tym, aby jak najlepiej wykonać swoją pracę i nie zważałeś na krytyczne opinie?

Sebastian Svalland: Wejście do zespołu, jako nowy członek nigdy nie jest łatwe, to jest pewne. Osobiście nigdy nie spotkałem Andersa ani Rogera (Öjerssona – gitarzysty Katatonii w latach 2016-2024, red.). Sam nigdy nie odważyłbym się o nich powiedzieć niczego innego, jak tylko to, że są znakomitymi muzykami, bo tak rzeczywiście jest. Anders napisał wiele kawałków, które naprawdę lubię i bez wątpienia już zapisał się na kartach muzyki metalowej jako znakomity twórca. Jeśli natomiast chodzi o to, co powiedzą ludzie, to oczywiście, trzeba być przygotowanym na to, że te porównania się pojawią, zwłaszcza kiedy zastępuje się tak znakomitego muzyka. Jednak staram się zbytnio o tym nie myśleć, a bardziej koncentrować się na pracy. Cały czas się uczę. Jestem samoukiem i uwielbiam próbować nowych rzeczy, nawet jeśli mogłoby się wydawać, że są wbrew gitarowej teorii. Dla mnie gra na gitarze to po prostu ogromna przyjemność, jednak cały czas pracuję nad techniką i staram się szlifować swoje umiejętności. Poza tym jesteśmy zespołem i mimo iż gram solówki, to jesteśmy kolektywem i tak właśnie działamy. Skupiam się bardziej na tym, jak brzmimy jako zespół, niż na tym, czy będę mógł pochwalić się finezyjnymi solówkami.

Trzynasty album Katatonii „Nightmares as Extensions of the Waking State”, ukaże się już niebawem, a dokładnie 6 czerwca br. Czy miałeś jakiś wkład w proces tworzenia tego krążka?

Sebastian Svalland: W zasadzie większość materiału była już gotowa, kiedy otrzymałem ją od Jonasa. Po przesłuchaniu wszystkiego podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami, zasugerowałem, że fajnie byłoby dodać kilka rzeczy, może nieco zmodyfikować niektóre partie i wówczas Jonas zrobił ostateczne szlify. Więc tym razem można powiedzieć, że mój wkład nie był jakiś znaczący w sam proces tworzenia tego albumu. Jednak ja jestem bardzo skoncentrowany na partiach gitarowych, uwielbiam riffy i cieszę się, że mogłem dorzucić coś od siebie. Byłem zaskoczony, jak dobry jest Jonas jeśli chodzi o komponowanie sekcji gitarowych. Jednak każdy ma swój określony styl, więc oczywiście, w przyszłości chciałbym się w to zaangażować nieco bardziej i mam nadzieję, że będę miał taką możliwość.

Czy możesz nam opowiedzieć trochę więcej o samym albumie? Niedawno mieliśmy możliwość usłyszeć utwór „Lilac”, który jest pierwszym singlem zapowiadającym to wydawnictwo. Brzmienie Katatonii bardzo ewoluowało na przestrzeni lat, czego zatem możemy spodziewać się po „Nightmares as Extensions of the Waking State”?

Sebastian Svalland: W zasadzie, to trudno jest zdefiniować ten album jednym słowem i przyporządkować do konkretnego gatunku, ponieważ niemalże każdy z utworów nosi w sobie znamiona różnych nurtów. „Lilac” utrzymany jest w nieco bardziej progresywnym stylu, który Katatonia prezentowała także na poprzednim albumie. Brzmienie, które prezentujemy na tym albumie, z pewnością was zaskoczy. W moim odczuciu, jest bardzo mroczne i ciężkie. Zawartych jest w nim wiele znakomitych, wielowymiarowych partii perkusyjnych, no i masa ciężkich riffów, co akurat uwielbiam. Nie brakuje także progresywnych akcentów, ale też znalazło się mnóstwo elementów, których wcześniej nie słyszeliśmy w twórczości zespołu. Oczywiście, nie znam każdego utworów, jaki Katatonia kiedykolwiek stworzyła, jednak dostrzegam tam również cechy z początków działalności zespołu, kiedy sam słuchałem tych płyt. Myślę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie, zarówno fani, którzy pokochali Katatonię za ich brzmienia na pierwszych krążkach, jak i ci, którym bardziej odpowiada ich twórczość z późniejszego okresu. Z pewnością ten album ma szansę przyciągnąć także rzeszę nowych fanów. Uwielbiam jego brzmienie, słucham go niemalże bez przerwy. Myślę, że to, iż pracować z Adamem Noble, który miksował krążek, było znakomitym posunięciem. Finalna wersja, którą niebawem już wszyscy usłyszą, jest prawdziwym majstersztykiem i jestem przekonany, że powali wszystkich na kolana, tak, jak mnie.

Wiem, że udzielasz się także w innych zespołach, jak Pain i Letters From The Colony. Teraz, kiedy jesteś już pełnoprawnym członkiem Katatonii, czeka Cię wiele obowiązków związanych z promocją nadchodzącego albumu. Niebawem zagracie na kilku festiwalach, a jesienią wyruszacie w trasę po Europie. Czy podjąłeś już decyzję dotyczącą pozostałych projektów? Myślisz, że znajdziesz na nie czas?

Sebastian Svalland: Jeśli chodzi o Pain, to od kilku lat jestem gitarzystą koncertowym. Mimo iż Peter (Tägtgren – założyciel Hypocrisy oraz Pain, red.) i ja mieszkamy w tym samym regionie Szwecji i znaliśmy się wcześniej, to nie jestem członkiem samego zespołu, bo jak wiadomo, Pain to projekt jednoosobowy Petera, a ja jestem jedynie muzykiem koncertowym. Oczywiście, nadal chciałbym koncertować z Painem, ponieważ uwielbiam tę muzykę oraz całą ekipę. Każdy z zespołów ma managera, więc mam nadzieję, że uda się zgrać grafiki w taki sposób, abym mógł nadal to robić. Jeśli jednak zdarzy się, że plany obu zespołów będą ze sobą kolidować, cóż, wówczas będę się nad tym zastanawiał (śmiech). Jeśli chodzi o Letters From The Colony, to jest to mój pierwszy zespół, grupa, którą założyłem wraz ze szkolnymi kolegami. Niestety, obecnie z mojej winy, jest on trochę w stanie zawieszenia. Z powodu braku czasu i zaangażowania w inne projekty, zostawiłem ich trochę na lodzie, bo już od jakiegoś czasu mamy gotowy materiał na kolejną płytę. Brakuje mi wspólnego grania z nimi, tworzenia muzyki oraz spędzania czasu. Mam nadzieję, że w końcu uda nam się znaleźć wolna chwilę, aby usiąść i nagrać w końcu te skomponowane utwory. Więc na ten moment mam plan, aby aktywnie działać w każdym z tych zespołów. Zobaczymy, czy gwiazdy będą mi sprzyjać i uda mi się to zgrać (śmiech).

Pamiętam, kiedy rozmawiałam z Peterm dwa lata temu, gdy Pain występował w Krakowie, przyznał, że ma najlepszy skład koncertowy, o jakim mógł tylko pomarzyć. Na scenie rzeczywiście widać, że jesteście nie tylko świetnymi muzykami, ale również bardzo zgraną ekipą.

Sebastian Svalland: To prawda. Uwielbiam tych gości. Przebywanie i praca z nimi to czysta przyjemność. Na scenie podczas koncertów dajemy z siebie wszystko, dosłownie. Po każdym wyjściu na scenę jesteśmy całkowicie wypompowani, ale jednocześnie daje nam to wiele energii i radości. To też trochę rys charakterystyczny dla regionu, z którego pochodzę ja i Peter. Zawsze robimy wszystko na 200 procent, nigdy nie odwalamy koncertu na pół gwizdka, nawet, kiedy jesteśmy w nieco gorszej kondycji, bo np. jesteśmy chorzy. Właśnie tę energię chciałbym także wnieść do Katatonii. Z pewnością nie zadzieje się to od razu, jednak trasa koncertowa sprawia, że zżywasz się z tymi ludźmi i po prostu dzieje się magia. Już nie mogę się doczekać, kiedy zaprezentujemy to podczas trasy, na której zawitamy także do Polski, z czego bardzo się cieszę.

Trzynasty album szwedzkiej formacji Katatonia, zatytułowany „Nightmares as Extensions of the Waking State” ukaże się na rynku 6 czerwca 2025 roku nakładem Napalm Records. Krążek został wyprodukowany przez wokalistę i założyciela grupy – Jonasa Renkse, nagrany przez Lawrence'a Mackrory'ego w NBS Audio i The City of Glass. Miksem zajął się natomiast Adam Noble, a krążek zmasterowany został przez Robina Schmidta w 24-96 Mastering.

Katatonia w tym roku dwukrotnie wystąpi w Polsce. Po raz pierwszy pionierów doom metalu będzie można zobaczyć 26 lipca podczas festiwalu Ostrów Rock Festival w Ostrowie Wielkopolskim, a następnie 18 listopada grupa zagra w warszawskiej Progresji w ramach europejskiej trasy promującej „Nightmares as Extensions of the Waking State”. Podczas jesiennego tournée towarzyszyć im będą rodacy z Evergrey oraz włoska formacja Klogr.