Accept

i

Autor: mat. prasowe

Recenzja

Niemiecka maszyna nie zamierza się zatrzymywać. Accept - "Humanoid" [RECENZJA]

Saxon, Bruce Dickinson, Judas Priest... Sporo bardzo udanych metalowych albumów ukazało się w pierwszej połowie 2024 roku. 26 kwietnia kolejny studyjny krążek wypuściła natomiast niemiecka formacja Accept. Czy "Humanoid" dołączy do grona, w którym znajdują się "Hell, Fire and Damnation", "The Mandrake Project" oraz "Invincible Shield"? Sprawdźmy to.

Formacja Accept powróciła z nowym albumem

Kiedy z zespołem Accept definitywnie pożegnał się charyzmatyczny wokalista Udo Dirkschneider, wydawało się, że historia tej niemieckiej legendy oficjalnie dobiegła końca. Nic bardziej mylnego. W 2010 roku, po czternastu latach przerwy wydawniczej, na rynku ukazał się "Blood of the Nations", pierwszy studyjny album nagrany z Markiem Tornillo. Nowy frontman w składzie sprawił, że grupa złapała wiatru w żagle. Od tamtej pory muzycy regularnie wypuszczają w świat kolejne płyty. Nie zatrzymało ich nawet odejście basisty Petera Baltesa, który był w zespole od samego początku. Jedynym oryginalnym członkiem Accept pozostał więc gitarzysta Wolf Hoffmann, który nie zamierza bynajmniej się poddawać. 

Dowodem jest wydany właśnie "Humanoid", siedemnasty studyjny krążek w dorobku grupy, która w tym roku, po raz kolejny, odwiedzi nasz kraj i zagra w trakcie Mystic Festivalu w Gdańsku. Zanim to jednak nastąpi, przyjrzyjmy się z bliska nowemu dziełu niemieckiej formacji i odpowiedzmy sobie na bardzo ważne pytanie: czy warto było czekać na następcę "Too Mean to Die" z 2021? 

Najsłynniejsze logo w historii rocka należy do The Rolling Stones. Jak powstało?

"Humanoid" to solidny materiał od niemieckiego zespołu

Jeśli uwielbiacie klasyczny metal i jesteście fanami Accept, to wiadomo, że odpowiedź na powyższe pytanie nie może brzmieć inaczej niż: "tak, warto było czekać". Choć od razu muszę dodać, że "Humanoid" nie jest dziełem pozbawionym wad. Nie wszystkie kompozycje zawarte na albumie sprawiają, że kapcie z nóg spadają. Na szczęście, nie brakuje tu prawdziwych metalowych petard, które powodują szeroki uśmiech na twarzy. Zacznijmy więc od nich. 

Już sam początek, w postaci "Diving Into Sin", nie pozostawia złudzeń z kim mamy do czynienia. I niech Was nie zmyli orientalny wstęp. Jak wchodzą gitary, wszystko staje się oczywiste. Sekcja rytmiczna trzyma całość w ryzach, a Tornillo nie oszczędza swoich strun głosowych. No i oczywiście jest przebojowy refren z wielogłosami (znak rozpoznawczy zespołu od lat!). 

Czadowy jest zamykający całość "Southside of Hell" okraszony świetną solówką z tych "śpiewanych". Panowie nie biorą jeńców. To ognisty i agresywny numer, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Aż chciałoby się, żeby takich kompozycji na "Humanoid" było więcej. Nie zawiodły mnie także singlowe rzeczy. Do promocji wytypowano m.in. utwór tytułowy napędzany przez partie perkusisty Christophera Williamsa. Opowiada on o sztucznej inteligencji. Ten temat zresztą przewija się na najnowszym albumie grupy (okładka mówi sama za siebie), choć nie mamy do czynienia z żadnym typowym konceptem. 

"Frankenstein" to z kolei, zgodnie z tytułem, opowieść o słynnej fikcyjnej postaci, która pojawiła się w powieści Mary Shelley oraz jej filmowych ekranizacjach. Nie brakuje energii i pierwiastku przebojowości (zaraźliwe "hey!"). W skrócie: wszystko jest na swoim miejscu. Głową szybciej możemy natomiast pomachać w trakcie słuchania "The Reckoning"

Muzykom Accept miejscami brakuje ciekawych pomysłów

Zupełną zmianę klimatu gwarantuje "Ravages of Time", jedyna ballada w zestawie. Robi się lirycznie, choć wokalista momentami nie odpuszcza, a słuchacz może na chwilę złapać oddech. Najbardziej w pamięci zostaje jednak "łkające" solo. 

W dalszej części albumu wydaje się, że muzykom brakuje miejscami ciekawych pomysłów, żeby opakować nimi swoje utwory. Bo, szczerze mówiąc, taki wyluzowany "Straight Up Jack", stosunkowo bliski twórczości AC/DC, jednym uchem wpada, a drugim wypada i za bardzo nie mam ochoty do niego wracać. Z kolei "Nobody Gets Out Alive" czy "Mind Games" niczym specjalnie się nie wyróżniają. Nie są to tragiczne numery (takowych na "Humanoid" nie uświadczymy, żeby nie było!), ale człowiek stosunkowo szybko o nich zapomina. Pod koniec poziom, obok wspomnianego już "Southside...", ratuje nieco "Unbreakable": typowy strzał od zespołu, który z pewnością sprawdzi się na koncertach. W końcu dotyczy on więzi z fanami. Wszystko się więc zgadza... 

Muzycy Accept na najnowszym albumie niczym specjalnie nie zaskakują. Nagrali kolejny solidny materiał, który spodoba się z pewnością miłośnikom klasycznego heavy metalu. Na pewno nie czuję się rozczarowany zawartością "Humanoid", ale do poziomu "Blood of the Nations" i "Blind Rage", dwóch najlepszych moim zdaniem krążków grupy z Tornillo w składzie, jednak trochę zabrakło. Nie mogę więc dać wyższej oceny niż siedem w dziesięciostopniowej skali. 

Najlepsze utwory z albumu: "Diving Into Sin", "The Reckoning, "Southside of Hell"

Ocena: 7/10

Riffy tych utworów najczęściej wyszukują gitarzyści w sieci: