Till Lindemann

i

Autor: Materiały prasowe - fot. Jens Koch

Na językach. Till Lindemann - recenzja alumu “Zunge” - czy muzyk solowo ma twórczą moc?

2024-01-03 10:04

Słyszysz Till Lindemann, natychmiast myślisz Rammstein. Nie ma w tym nic zadziwiającego, muzyk od lat jednak działa także w ramach pobocznych, własnych projektów. Teraz jednak przyszedł czas na rozpoczęcie zupełnie nowego rozdziału, czyli wydanie w pełni autorskiego, solowego albumu. A wszystko to dosłownie chwilę po tym, gdy Till znalazł się na językach całego świata - i to nie w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia.

Till Lindemann zyskał popularność i rozpoznawalność jako członek zespołu Rammstein. Charyzmatyczny frontman natychmiast wzbudził uwagę swoim charakterystycznym wokalem, wizerunkiem, zachowaniem na scenie. To wszystko od zawsze łączy się z licznymi kontrowersjami, które towarzyszą Tillowi, i Rammsteinowi w ogóle, tak naprawdę od samego początku. Te jednak zdawały się mieć jedynie wymiar sceniczny i składały się na pewien wizerunek, który niewiele miał mieć wspólnego z rzeczywistością. Till dał się przecież poznać jako ojciec, który po rozstaniu z żoną wychowywał córkę, pojawiał się na dworcach, gdy trzeba było pomóc uciekającym z pochłoniętej wojną Ukrainy.

Till Lindemann - 6 najlepszych solowych numerów artysty / Eska ROCK

Tylko image?

Ten wizerunek sceniczny pokrył się z tym prywatnym w maju tego roku. To wtedy kobieta o imieniu i nazwisku Shelby Lynn zamieściła w swoich social mediach wpis, z którego wynikało, że została odurzona podczas imprezy, a następnie zaprowadzona do specjalnego pokoju, w którym czekał na nią właśnie Lindemann. Kobieta twierdzi, że wokalista chciał ją zmusić do odbycia stosunku, jednak ona odmówiła i uciekła, a za nią miał wybiec wzburzony muzyk. Po ucieczce z pokoju Lindemanna, Lynn miała walczyć z wymiotami i utratą pamięci, które miały trwać u niej równo dobę. Kobieta twierdzi także, że po powrocie do pokoju hotelowego zauważyła, że cała jest pokryta siniakami. Sprawa miała swój ciąg dalszy w kolejnych miesiącach - Lynn pisała później, że bezpośrednio o nic nie oskarża Tilla, do niemieckich mediów jednak zaczęły zgłaszać się kolejne kobiety. Z ich relacji rysował się zupełnie przerażający obraz trwającego od lat procederu, przyprowadzania do wokalisty, zazwyczaj niezwykle młodych, fanek, a udział w tym mieli brać DJ Joe Letza oraz stała współpracowniczka Tilla, Alena Makeeve. 

Wydawało się, że na oczach całego świata legenda Lindemanna upada na dobre, tym bardziej, że w końcu sprawie postanowiła się przyjrzeć berlińska prokuratura, która prowadziła postępowanie w obrębie dwóch zarzutów, dotyczących przestępstw seksualnych i dystrybucji narkotyków. Nadeszła końcówka sierpnia, a władze wydały komunikat, w którym poinformowały, iż umorzyły prowadzone śledztwo ze względu na brak wystarczających dowodów. Zwrócono uwagę, że "ocena dostępnego materiału dowodowego – przede wszystkim doniesień prasowych odnoszących się do anonimowych sygnalistów, a także dodatkowych przesłuchań świadków – nie wykazała, aby oskarżony dopuścił się czynności seksualnych z kobietami wbrew ich woli, podał substancje dezaktywujące lub wykorzystywał brak równowagi sił wobec nieletnich partnerów seksualnych, aby nakłonić ich do współżycia". Prokuratura wskazywała, iż domniemane ofiary do dziś się z nią nie skontaktowały, a docierały jedynie do mediów: "nie było zatem możliwości wystarczającego uzasadnienia jakichkolwiek zarzutów, aby zyskać wrażenie co do wiarygodności rzekomych ofiar i wiarygodności ich zeznań podczas przesłuchań". Till od samego początku był niezwykle zachowawczy w całej sprawie i powstrzymywał się od jakichkolwiek komentarzy. Po wydaniu decyzji prokuratury niemal natychmiast wrócił do robienia tego, na czym zna się najlepiej - do muzyki.

Na językach

Dosłownie tydzień po publikacji decyzji prokuratury Till wydał pierwszy od lat solowy singiel. Szybko stało się jasne, że utwór “Zunge” zapowiada album muzyka pod tym samym tytułem. Jeszcze przed jego premierą, fani dostali do odsłuchu wyjątkowy muzyczny tryptyk - “Schweiss”, “Lecker” i “Nass” oraz najnowszy singiel, “Sport Frei”. Album ujrzał światło dzienne w piątek 3 listopada - póki co jedynie w wersji cyfrowej, na wydanie CD fani muszą poczekać do 10 listopada, już jednak możemy Wam zdradzić, co Till prezentuje na swoim nowym projekcie.

Całość otwiera utwór tytułowy - majestatyczne i przejmujące “Zunge” muzycznie idzie w parze z równie imponującym “Übers Meer”. Tuż po pierwszym singlu dostajemy industrialno-punkowy “Sport Frei”, szczególną uwagę warto jednak zwrócić na genialny “Du hast kein Herz” - jeden z ostrzejszych momentów na płycie. Równie dobrze wypada mocno rammsteinowy “Altes Fleisch”, bardzo przywodzący na myśl energię i brzmienie, chociażby “Du Hast” czy dobrze już nam znany trójkąt “Nass”, “Schweiss” i “Lecker”. Centralnym punktem na “Zunge” jest dla mnie “Alles für die Kinder”. Numer zaczyna się jak mroczna kołysanka, szybko jednak staje się jasne, że mamy tu do czynienia z mocnym, metalowym uderzeniem. Tu ciekawe rzeczy dzieją się z wokalem Tilla, który raz jest niemal słodki, by dość szybko stać się ponurym jak zwykle, ale momentami przechodzi już w prawdziwy wrzask. Utwór robi się całkowicie niepokojący, gdy pod sam koniec wokal Tilla miesza się z dziecięcym śpiewem. A wszystko to w otoczeniu elektronicznej perkusji i przeraźliwych, wyjących chórów. Głos Lindemanna, sposób jego śpiewania od zawsze mocno wyróżnia się na rynku - z jednej strony mamy tą niezwykle mroczną, niemal melorecytację, z drugiej, a to się dzieje zazwyczaj w refrenach, przejmujący, ten basowy śpiew, przywodzący na myśl momentami świat opery, a niekiedy nawet śpiew klasztorny.

Zupełne zaskoczenia

Na “Zunge” Till pokazuje jak nigdy wcześniej, że muzycznie jest w stanie dać od siebie dużo więcej i kojarzenie go tylko z Rammsteinem jest dużym błędem. “Tanzlehrerin” zaskakuje country-folkowym klimatem i przywodzi na myśl ludowe tradycje, a do tego pojawia się tu przejmujący, zupełnie nie wpisujący się w atmosferę, nieco przerażający chórek kobiecy. Cały album zamyka “Selbst verliebt” - wydaje się na pierwszy odsłuch intymna, niezwykle spokojna i minimalistyczna kompozycja, piano-ballada, w której pierwsze skrzypce gra wokal Tilla. Tak jest jednak jedynie przez pierwszą część, gdyż po 2 minutach i 45 sekundach słuchacz napotyka barierę ciszy, która po około dwudziestu sekundach zmienia się w coś, czego raczej nikt się nie spodziewa, czyli zupełnie kiczowaty, niemiecki pop, rodem z lat 80., a polskiemu słuchaczowi natychmiast skojarzy się z naszym rodzimym disco polo! Totalne zaskoczenie, ale Till, to Till - kto mu zabroni takich eksperymentów?

Robić swoje

Till jest w dobrej, muzycznej formie, a “Zunge” jest tego najlepszym dowodem. Album różnorodny, z jednej strony klasyczny, z drugiej będący w jakiś sposób zaskoczeniem (już sam fakt jego wydania w tym roku czymś takim jest) to gratka dla fanów Lindemanna, ale też Rammsteina ogółem. Całość z pewnością genialnie sprawdzi się na koncertach - o tym Polakom dane się będzie przekonać już 26 listopada w katowickim Spodku, gdzie muzyk zawita w ramach promocji nowego materiału. Zdecydowanie warto wysłuchać “Zunge” i wyczekiwać jego prezentacji na żywo - kawał klasycznego, dobrego industrial metalu z nietypowymi rozwiązaniami. Till ma w sobie jeszcze to coś.