Miałem okropną fiksację na morderstwa. Ten muzyk łączy gatunki jak dr Frankenstein

i

Autor: YouTube, Archiwum prywatne

"Miałem okropną fiksację na morderstwa". Ten muzyk łączy gatunki jak dr Frankenstein

2023-07-13 12:33

Pochodzi z Tasmanii, ale jego popularność już zdążyła rozlać się po całym świecie. Drzwiami do kariery okazały się portale społecznościowe, a dziś ma na koncie wspólną piosenkę i teledysk z wokalistą KORN. Czy okaże się chwilową modą, czy wykonawcą, który zostanie z nami na dłużej? Jest to o tyle ciekawe, że dowiemy się przy okazji o tym jak zmieniła się kultura.

Kim Dracula to sceniczna osobowość Samuela Wellingsa, którego droga do sławy zaczęła się w czasie pandemii COVID-19. Muzyką zajmował się od dzieciństwa, grał także w zespołach, jednak świat zauważył go dzięki coverom, które umieszczał na portalu Tik-Tok. Gdy przerobił przebój Lady Gagi „Paparazzi” na gatunek trap, internet oszalał na jego punkcie.

Szybko okazało się, że wśród publiczności Draculi są nie tylko dzieciaki, ale i dorośli. Gdy umieścił na Instagramie zdjęcie z podpisem nawiązującym do piosenki KORN „Freak on a leash” wśród fanów pojawił się Jonathan Davis. Panowie szybko się dogadali i tak doszło do międzypokoleniowej współpracy mieszającej metal z rapem… i chyba wszystkimi gatunkami, których Wellings słuchał do tej pory.

Młody artysta przyznaje, że zmagając się od dziecka z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi (OCD), kanalizował swoje lęki poprzez sztukę. Fascynacja kryminalnymi historiami, seryjnymi mordercami i tym podobnymi okolicami kultury z jednej strony pomagała mu pozbywać się codziennych lęków, ale z drugiej budziła coś, czego zaczął się obawiać.

- Miałem okropną fiksację na morderstwa – mówi w wywiadzie dla „Revolver” wspominając czasy nastoletnie, gdy przy okazji topił młodzieńcze niepokoje w alkoholu. Na szczęście udało mu się z tego wyjść zanim dołączył do klubu 27 i choć ma jeszcze 2 lata na stanie się jego członkiem, wszystko wskazuje na to, że będzie z nami w zdrowiu na dłużej, czego zresztą z całego serca mu życzymy.

Jeśli posłuchaliście „Seventy Thorns” to z pewnością zwróciliście uwagę, oczywiście poza obecnością Davisa, na dwie rzeczy, które i nas uderzyły: szeroką skalę głosu wokalisty (ponoć to 6 oktaw!) oraz to, że w czterech minutach zmieścił tyle rodzajów, gatunków i zagrywek, że można by tym obdzielić kilku wykonawców. Dla starszej publiczności może być to stylistyczny bałagan, choć warto pamiętać, że takie multigatunkowe eksperymenty robiły projekty Mike’a Pattona (Mr Bungle, Faith No More), David Bowie (zawsze przed wszystkimi) nie wspominając już o Queen, które jak chciało sobie zagrać operę obok rocka, to nikogo o zdanie nie pytało.

To jednak, co wyróżnia w tym gronie piosenkę Kima to fakt jak szybko żongluje gatunkami. Niezależnie od tego, czy utwór się podoba, czy nie, pokazuje coś wyjątkowo ciekawego: kompozycję, którą nazwalibyśmy „scrollującą”. Dlaczego?

Przypomina proces, który obecnie towarzyszy nam wszystkim: przeglądamy media społecznościowe („scrollujemy”), przewijamy artykuły na portalach czytając tylko nagłówki, przełączamy piosenki na Spotify po kilkunastu sekundach na kolejne. Czas skupienia ludzkości stał się równie krótki jak u szczeniaczka labradora. Tymczasem „Seventy Thorns” zmienia się tak szybko, że nie zdążymy wcisnąć „przełącz”, a już dostajemy coś nowego. To bardzo ciekawy znak czasów.

System of a Down - 5 ciekawostek o debiutanckiej płycie zespołu | Jak dziś rockuje?