Ludzie są wściekli po wirtualnym Ozzfest. Wyglądał jak stara gra na konsolę

i

Autor: YouTube

Ludzie są wściekli po wirtualnym Ozzfest. Wyglądał jak stara gra na konsolę

2022-11-16 10:24

Najnowsza osłona festiwalu Ozzy’ego miał miejsce w Decentraland. To metawersum internetowe, gdzie użytkownicy pod postacią awatarów mogli oglądać ulubione gwiazdy na wirtualnych scenach. Trudno jednak nazwać to wydarzenie udanym, bo wciąż nie milkną negatywne komentarze na jego temat.

Miało być inaczej niż zwykle, miało być lepiej, mocniej, no i co najważniejsze: zapowiedziano występ Motörhead. To wzbudziło szczególnie gorące emocje szczególnie, że lider zespołu nie żyje od 7 lat. Występ zespołu z hologramem? Może zejście się z nowym wokalistą? Nic z tych rzeczy.

Rockowe koncerty w 2023 roku - na te zespoły czekamy najbardziej!

Na wirtualnej scenie pojawił się po prostu gibiący się, dość słabo animowany awatar przypominający Kilmistera, jak gdyby był postacią z gry video i do tego niespecjalnie nowej. Ot, średnio wyglądająca renderowana, która po prostu poruszała się rytmicznie do puszczanej z nagrań muzyki. Nawet nie pofatygowano się o stworzenie wirtualnych odpowiedników reszty zespołu.

To nie jedyna porażka wśród zapowiadanych atrakcji. Sam Książę Ciemności wystąpił także w formie wirtualnej. Oglądaliśmy go, podobnie jak Lemmy’ego, jako awatara w klatce, gdzie śpiewał przebój z najnowszej płyty: „Patient nr 9”. Przy okazji oczywiście można było podziwiać reklamy NFT Ozzy’ego, CryptoBatz.

Komentarze internautów są druzgocące, przytoczymy tylko kilka z nich:

  • Kocham te 5 klatek na sekundę…
  • Większy wstyd niż „The Osbournes”.
  • Co za hańba.
  • To żenujące i jest to najprawdopodobniej najmniej metalowa rzecz jaką widziałem.
  • To gdzie ten Mötorhead?

W podobnym tonie wypowiada się także szereg branżowych mediów. Koncerty pozostały gwiazd, takich jak Black Label Society, Megadeth i Skid Row także nie odbywały się na żywo. Nie były nawet transmisją występu ze studia, do czego nas przyzwyczaiła konieczność izolacji w czasach pandemii. Po prostu wyświetlano teledyski zespołów, które zgromadzeni w postaci awatarów mogli sobie obejrzeć w wirtualnych pomieszczeniach.

W przeszłości mieliśmy już próby wskrzeszania martwych gwiazd rocka za pomocą hologramów, czego przykładem jest choćby trasa wirtualnego Ronniego Jamesa Dio, która dotarła także do Polski. Podczas tych koncertów jednak z wyjątkiem odtwarzanych partii wokalnych cała muzyka była wykonywana na żywo, co pozwalało choć trochę uwierzyć, że duch muzyka jest z nami. Jednak obecny poziom technologiczny metawersów nie daje szans przeniesienia muzycznych festiwali do świata wirtualnego.