Na „PetroDragonic Apocalypse…”, 24. albumie King Gizzard, Księżyc pojawia się w pełni, a kontrolę ponownie przejmują niebezpieczne, wilkołacze wcielenia. To drugie pełnometrażowe podejście grupy do thrashu – po wydanym w 2019 „Infest The Rats’ Nest” – choć, jak można się spodziewać po tak kreatywnej ekipie, „PetroDragonic Apocalypse…” w żadnym wypadku nie jest odcinaniem horrorowych kuponów od „Rat’s Nest”, a raczej pełnym krokiem naprzód.
Wążny krok w karierze zespołu
W 2019 wiecznie poszukujący muzycy z King Gizzard & The Lizard Wizard wyważyli drzwi do świata thrash-metalowej nirwany za sprawą albumu „The Rats’ Nest”. Krążek pozwolił grupie na uwolnienie wewnętrznych metalheadów, skomunikować się ze swoimi nastoletnimi „ja”. Improwizowany eksperyment stał się jedną z najbardziej docenianych płyt w bogatym dorobku zespołu. Utwory z krążka do dziś stanowią highlighty koncertowych setlist, wywołując kocioł pod sceną w każdy wieczór. Coś, co miało być jednorazowym wybrykiem, stało się początkiem podróży w nieznane. Gizzardzi postanowili odpowiedzieć na wołanie metalu.
„Rat’s Nest” było eksperymentem. Trochę na zasadzie muzyki, na której część z nas się wychowała, ale nie mieliśmy odwagi, by samodzielnie taką stworzyć. Postanowiliśmy spróbować i zobaczyć, co się wydarzy. I gdy się wydarzyło, jednogłośnie stwierdziliśmy: k****, czemu tak z tym zwlekaliśmy? Świetnie bawimy się, grając taką muzykę, rewelacyjnie sprawdza się na koncertach. Dlatego zawsze z tyłu głowy mieliśmy pragnienie, by znowu nagrać metalowy album - Stu Mackenzie wyjaśnia.
Nowy album
„PetroDragonic Apocalypse…”, jak sugeruje tytuł, zawdzięcza wiele gatunkowi fantasy. – Chcieliśmy zacząć historię w prawdziwym świecie, a następnie wysłać ją do piekła – śmieje się Mackenzie. – To opowieść o ludzkości i planecie Ziemi, ale też o wiedźmach, smokach i innych takich.
W warstwie tekstowej nowy album King Gizzard z pozoru wydaje się pełen humoru, jednak wystarczy odrobinę się zagłębić, by przekonać się o złożoności historii. Teksty inspirowane Biblią i Szekspirem przeplatają się z czarnym humorem oraz przygnębiającymi destrukcyjnymi motywami. Dramaturgii dodaje głos pojawiający się w każdym utworze, który wydaje się brzmieć jak słowa, które wypowiedziano 500 lub 2000 lat temu.
Muzycznie „PetroDragonic Apocalypse…” zawiera najlepsze thrashowe riffy w dotychczasowym dorobku zespołu. Ostry jak brzytwa, mocno zainspirowany progiem z końcówki lat 80. Klimat, jest nie tylko złożony, ale i ku***sko brutalny
Dla osób, które regularnie śledzą poczynania King Gizzard, nie będzie niespodzianką, że zespół prawie zakończył pracę nad swoim następnym albumem, ponownie 7-utworową kolekcją, na którą pomysł narodził się mniej więcej w tym samym czasie, co „PetroDragonic Apocalypse…”. Również tam muzycy postanowili skorzystać z improwizacji przy pracy. – Nie jestem umęczonym artystą, raczej opisałbym się jako szalonego naukowca – przyznaje Mackenzie. – Po kilku płytach, które narodziły się z jamowania, jesteśmy gotowi, by wrócić do bardziej tradycyjnej metody pisania piosenek nim wejdziemy do studia, jak tylko zakończymy te dwa nowe albumy.