David Bowie i historia powstania albumu "Heroes"
W połowie stycznia 1977 roku na rynku ukazał się jedenasty studyjny album Davida Bowiego zatytułowany Low. Płyta, która powstała we współpracy z producentem Tonym Viscontim i muzykiem Brianem Eno, zapoczątkowała tzw. "Trylogię Berlińską". W tamtym okresie Bowie był także zajęty współpracą z Iggym Popem przy jego debiucie The Idiot (premiera w marcu 1977). Również z nim koncertował (w roli klawiszowca), rezygnując przy tym z promocji Low. Po zakończeniu trasy, muzycy zaszyli się w Hansa Tonstudio w Berlinie Zachodnim, aby tworzyć Lust for Life, kolejny album Popa, który ukazał się na początku września 1977. Nieco ponad miesiąc później zaplanowano natomiast premierę "Heroes" Bowiego.
Prace rozpoczęły się w lipcu w Hansa Studio 2, czyli w tzw. "Hansa By The Wall", gdyż z okna reżyserki doskonale było widać Mur Berliński. – Pracowaliśmy w odległości pięciuset metrów od drutów kolczastych i wysokiej wieży strażniczej, gdzie widać było stanowiska karabinów, a żołnierze przyglądali nam się przez lornetki – wspominał Visconti w książce Starman. Człowiek, który spadł na ziemię Paula Trynki.
Wspomniane studio w przeszłości, co ciekawe, było wykorzystywane jako sala balowa przez... funkcjonariuszy Gestapo. Mimo dość przerażającego klimatu, nagrywanie "Heroes" przebiegało w bardzo szybkim tempie i dobrej atmosferze. Muzycy, po pracy, korzystali także z uroków miasta, w którym przebywali..
Były galerie sztuki, świetne restauracje, klimatyczne bary i kawiarnie oraz niesamowite kluby tematyczne, jakich nie zobaczycie w żadnym innym mieście. [...] Świetnie się tam bawiliśmy. Wszystkie te wspaniałe rzeczy w jakiś sposób przeniknęły do muzyki i tekstów, a te doświadczenia zmieniły nasze życie. To było coś więcej niż album. To była przygoda – dodawał Visconti w książeczce dodanej do boxu A New Career In A New Town (1977–1982).
Bowiemu w studiu, oprócz Viscontiego i Eno, towarzyszyli muzycy, z którymi współpracował od czasu Station to Station (1976). Na "Heroes" zagrali więc: gitarzysta Carlos Alomar, basista George Murray i perkusista Dennis Davis. Na miejscu pojawił się także Robert Fripp z King Crimson. – Zrobił wszystko w jakieś sześć godzin – i to prosto z samolotu z Nowego Jorku! – przyznał Brian Eno w David Bowie: A Life Dylana Jonesa. Co istotne, gitarzysta przybył do Berlina nie słysząc wcześniej podkładów. Nie otrzymał także zbyt wielu wskazówek od Bowiego.
Powstawanie utworów na "Heroes" nie było więc najzwyklejsze. Wystarczy wspomnieć, że przed wejściem do studia Bowie miał gotowy tylko Sons of the Silent Age. Kompozycje powstawały zatem spontanicznie, a Eno często wprowadzał swoje eksperymentalne metody. Tempo prac było godne podziwu. W sierpniu krążek był już gotowy. Pod koniec miesiąca w Montreux w Szwajcarii wykonano ostateczny miks.
23 września 1977 wypuszczono pierwszy singiel promujący całość, a mianowicie utwór tytułowy. Został wydany w skróconej wersji, przyjaznej radiu. Początkowo "Heroes" okazał się porażką, co dziś jest trudne do pomyślenia, zważywszy że to jedna z najważniejszych kompozycji w dorobku artysty ceniona zarówno przez dziennikarzy, jak i fanów. Na rynku amerykańskim numer przepadł, a w Wielkiej Brytanii dotarł tylko do 24. miejsca na liście przebojów.
Album "Heroes", który ukazał się na rynku 14 października 1977, był reklamowany przez wytwórnię RCA hasłem: "Jest stara fala, jest nowa fala i jest David Bowie". Wydawnictwo Bowiego cieszyło się powodzeniem. "Heroes" odniósł sukces komercyjny sukces na UK Alabums Chart (trzecie miejsce i ponad 30. tygodni w zestawieniu). Do TOP20 krążek dotarł m.in. w Australii, Francji czy Holandii. Gorzej było w Stanach Zjednoczonych. Uplasował się bowiem zaledwie na 35. pozycji. Tym samym dobiegła końca seria Bowiego, który umieścił osiem wcześniejszych albumów w pierwszej dwudziestce w USA.
W przeciwieństwie do Low, muzyk mocno wspierał "Heroes" w mediach.
Wierzę w te dwa ostatnie albumy bardziej niż w cokolwiek, co zrobiłem wcześniej – przyznał Bowie w wywiadzie dla czasopisma Melody Maker, który został opublikowany pod koniec października 1977. Mam na myśli to, że wspominam wiele moich wcześniejszych dzieł i chociaż wiele w nich doceniam, niewiele jest takich, które mi się podobają. Nie sądzę, żeby to były w ogóle albumy godne sympatii. Na „Low”, a zwłaszcza na nowym albumie, jest o wiele więcej serca i emocji.
Pod koniec marca 1978, w San Diego, Bowie rozpoczął trasę Isolar II w ramach, której promował wspomniane albumy (grał też sporo z krążka The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders From Mars z 1972). W ciągu roku dał ponad 70 koncertów. A następnie zajął się domknięciem trylogii...