W 2017 roku po raz pierwszy w USA odbył się festiwal "When We Were Young". Wtedy jego główną gwiazdą byli Morrissey, AFI oraz Descendents. Fajnie, ale bez przesady. Pięć lat później zdecydowano się na drugą edycję i tym razem postawiono na tusz do rzęs i farbę do włosów. Gwiazdami WWWY 2022 były My Chemical Romance, Avril Lavigne, Death Cab For Cutie, The Used i wiele innych od pop punka, przez emo, screamo aż po post-hardcore. Sukces był ogromny i nikt nie miał wątpliwości – trzeba zrobić kolejny, bo ludzie tego chcą. Na edycji 2023 do składu dołączyły takie gwiazdy jak Green Day, The Offspring, Blink 182, a w 2024 dopisano jeszcze Fallout Boy, Jimmy Eat World czy Simple Plan. Zresztą, rzućcie okiem na filmy z festiwalu, to było prawdziwe święto emo i wehikuł czasu do pierwszej dekady XXI wieku.
Skąd zatem taki ponowny wysyp popularności nurtu, który tak wielu już skazywało na zapomnienie w mrokach historii? W rozmowie z The Guardian lider Green Day, Bille Joe Armstrong, który ze swoją grupą przeszedł drogę od podziemnego DIY punka przez coraz lżejsze i melodyjniejsze piosenki do dzisiejszej rockowej, przyjaznej dla masowej publiczności formuły.
- Myślę, że dzięki streamingowi oraz tym jak dzisiaj rzeczy stają się viralami – tłumaczy Armstrong – Jest taki zespół The Walters, który rozpadli się cztery lata temu i nagle ich piosenka jest wszędzie. Tak samo z Deftones – nagle ich muzyka pokazuje się we wszystkich tiktokowych filmach. Pojawił się nowy sposób odkrywania nowych rzeczy przez algorytmy. Jest bardzo popularny i pokazuje, że ludzie przywiązują znacznie mniejszą uwagę do radia i innych tradycyjnych platform,
Dla Green Day powrót emo to także dobra wiadomość, bo oznacza napływ na ich koncerty publiczności kilku pokoleń: tych, którzy poznali ich na płytach, fanów z czasów teledysków z MTV i wreszcie najnowszej grupy „złowionej” w mediach społecznościowych.