Kiedy wymienia się najbardziej niebezpieczne postaci muzyki rockowej jego nazwisko pada zaskakująco rzadko. Nie jest kimś, kto pojawia się w pojawi się w zestawieniach popularnych stron muzycznych. Znacznie wygodniej jest wstawić w miejsce skandalisty Ozzy'ego w czasach największych zmagań z alkoholem, albo ekipę Motley Crue. Tymczasem GG Allin przebijał ich na głowę, ale pisanie o nim wymaga niestety zanurzenia się po kolana w najbrudniejszych zakamarkach amerykańskiej pop-kultury.
Wbrew pozorom nie dotyczy to tylko i wyłącznie punk rocka i zadymionych klubów w wielkich miastach. Postać GG Allina jest wbrew pozorom nie tylko obrazem skandalisty, dziwaka i straceńca, ale także swego rodzaju lustrem pewnych zjawisk zachodzących w kulturze i to nie tylko w USA. Ten fenomen ma pokazać film, który swoim nazwiskiem firmuje Jonas Åkerlund. Jeśli nie znacie tego reżysera, to spieszymy ze stosownym przypisem. Jest to szwedzki reżyer filmów i teledysków, który już od lat osiemdziesiątych XX wieku siedzi w filmie i muzyce: popularnych i alternatywnych. Reżyserował teledyski dla Ozzy'ego, Rammstein, The Rolling Stones ale także i największych gwiazd sceny pop: Madonny, Lady Gagi, Taylor Swift oraz Beyoncé. Zekranizował także historię norweskiego black metalu, czyli książkę "Władcy Chaosu". Ładne portfolio, prawda?
O teledyskach, które stworzył powinien powstać osobny artykuł i mamy nadzieję go niedługo napisać, jednak wróćmy do bohatera filmu Åkerlunda. GG urodził się w małym amerykańskim miasteczku, a rodzice dali mu na imię Jesus Christ. Przyczyną tej decyzji miała być rzekoma wizja ojca GG'iego. Staremu Merle'owi miał objawić się sam Syn Boży i zapowiedzieć, że jego najmłodsza latorośl dokona wielkich rzeczy. Rodzina mieszkała w drewnianym domu, gdzie fanatyczny religijnie ojciec miał terroryzować całą rodzinę i regularnie grozić jej śmiercią. Z czasem matce wraz z dziećmi udało się od niego uciec. Chłopak miał problemy w szkole, był gnębiony, a jednocześnie wsiąkł w kulturę rock'n'rolla, zasłuchując się w Alice Coopera, Aerosmith, The Stooges i The Ramones.
W latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych grał w szeregach zespołów i zostawił po sobie sporo nagrań. Jednak największą sławę przyniosły mu ekscesy na koncertach. Wdawał się w regularne bójki z publicznością, przed występami brał środki przeczyszczające, by następnie wypróżniać się na scenie i rzucać ekskrementami w publiczność. Punk rock w wykonaniu Allina i jego ekipy to była naprawdę niebezpieczna muzyka, tak dla niego jak i dla tych, którzy przychodzili jej posłuchać.
W 1993 roku GG Allin zmarł z powodu przedawkowania narkotyków. Pozostał ikoną amerykańskiego rockowego buntu absolutnie przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Z drugiej strony, świadomie, lub nie, był jej odbiciem. Występując choćby w szalenie popularnym talk show Jerry'ego Springera był uosobieniem zła, którego zawsze szukała i potrzebowała biała, dobrze sytuowana, wychowana i wyedukowana Ameryka z przedmieść wielkich miast. Ich idealny świat z miłą muzyką, kiczowaty i absolutnie zakłamany (odpowiednik naszej dulszczyzny) potrzebował takiego demona i jeśli nie GG, to z pewnością ktoś inny tę rolę by na siebie przyjął. W drugiej połowie lat 90-tych w końcu zrobił to przecież Marylin Manson. Jednak tutaj będzie to kreacja, stworzenie postaci, która z czasem pożre Briana Warnera. GG Allin nigdy się nie projektował, był wypadkową uczuć, doświadczeń brutalnego dzieciństwa, odrzucenia przez rówieśników i dorastania w przeświadczeniu, że i tak cały świat go nienawidzi. Dlatego gniew, autodestrukcja, agresja oraz wykorzystywanie rozkochania się Amerykanów w pokazach dziwolągów (kiedyś w cyrkach, a dziś w telewizji i internecie) stały się jego językiem. Czy robił to świadomie? Biorąc pod uwagę to, że przez większość dorosłego życia unikał trzeźwości jak ognia, możemy w to wątpić.
Co ciekawe, pierwszy poważny dokument na temat GG Allina nakręcił Todd Phillips. Sukces dokumentu pozwolił mu rozpocząć karierę. Jeśli jego nazwisko nic Wam nie mówi, to przypominamy: reżyserował „Kac Vegas” oraz „Jokera”. Na koniec wisienka na torcie: dokument „Hated: GG Allin and the Murder Junkies” pomógł dofinansować John Wayne Gacy, który także namalował portret GG Allina, wykorzystany na okładce i plakatach reklamujących film. Gacy był znajomym GG'iego, a w tym czasie oczekiwał w więzieniu na wyrok śmierci za ponad 33 morderstwa. Był jednym z najstraszliwszych seryjnych morderców w historii USA.
Jesteśmy bardzo ciekawi, jak Jonas Åkerlund podejdzie do tego tematu. Historia rockowego straceńca w bardzo prosty sposób może na ekranie przekroczyć granicę między obrazoburczą prawdą, a groteskową komedią. Biografia GG'iego jest trochę jak komiks o człowieku, który postanowił złamać wszystkie zasady i wypowiedzieć wojnę światu i społeczeństwu, który uważał za źródło swoich kłopotów. „Żyj szybko, giń” było dewizą, którą powtarzał i miał wytatuowaną. Wszystko jest tutaj groteskowo wyolbrzymione, podniesione do potęgi, by szokować i łamać kolejne tabu. W ramach rozgrzewki przed filmem polecamy dokument Phillipsa i czekamy z niecierpliwością na pierwsze zwiastuny!
Polecany artykuł: