Zmartwychwstania w sieci? Tak, taka może być najbliższa przyszłość

i

Autor: PIxabay

"Zmartwychwstania" w sieci? Tak, taka może być najbliższa przyszłość

2023-04-04 14:20

Brzmi to co najmniej dziwnie, ale przyznajcie sami: coraz mniej nas dziwi, prawda? Ktoś, kto jeszcze do niedawna był wspominany jako zmarły artysta, może pokazać się jako hologram na koncercie. Dlaczego zatem zupełnie go nie przywrócić do życia? W pełni to oczywiście niemożliwe, ale zasymulowanie tego jakby dziś się zachowywał zaczyna być w zasięgu naszych technologii.

Nikt dziś nie będzie w stanie zapytać Jimiego Hendrixa, Elvisa Presley’a, Tadeusza Nalepy czy Ryśka Riedla czy mieliby ochotę być „wskrzeszani” za pomocą najnowszych technologii. Znając niepokorne natury raczej nie byliby zainteresowani taką pozagrobową komercjalizacją. Nie oszukujmy się bowiem: cyfrowe „zmartwychwstania” służą wyłącznie zarobieniu dodatkowych pieniędzy.

Obecnie popularne algorytmy potrafią już pisać wiersze i piosenki stylizując je na twórczość konkretnych osób, są w stanie skompilować dane do pracy dyplomowej, a nawet bronią się na egzaminach prawniczych. Czy zatem odtworzenie przez nich toku myślenia i wypowiadania się zmarłej osoby na podstawie tego, co po sobie zostawiła, jest pieśnią przyszłości? Dr Kamil Kulesza, założyciel Centrum Zastosowań Matematyki i Inżynierii Systemów, które powstało w strukturach Polskiej Akademii Nauk, w rozmowie z Mirą Suchodolską z Polskiej Agencji Prasowej przekonuje, że niekoniecznie. Możliwych jest wiele scenariuszy, a ten należy do łatwiejszych.

- Powiem jednak, że masowe "zmartwychwstania", przynajmniej w postaci cyfrowej rekonstrukcji umysłów zmarłych, to będzie „małe miki” w porównaniu z tym, co może się wydarzyć – mówi dr Kulesza.

Już teraz istnieją algorytmy, które służą osobom w żałobie do rozliczenia się z uczuciami poprzez symulacje rozmowy ze zmarłą osobą. Zatem „napisanie” odrodzonego cyfrowo Hendrixa czy Elvisa jest praktycznie w zasięgu ręki. Podobnie jak zorganizowanie mu koncertu w formie hologramu 3D. Warto jednak zadać sobie tu pytanie, czy kultura, oprócz oczywiście pielęgnowania dorobku i tradycji, nie ma w swoim DNA wpisanego ciągłego poszukiwania i odkrywania nowych artystów, nowych melodii, nowych form ekspresji? Z pewnością tak. Czeka nas spór paradygmatów, które o ile nic się nie zmieni rozsądzać będą portfele. Po jednej stronie zasiądą inżynierowie Mamonie z „Rejsu” Stanisława Barei i wesprą zatrzymanie czasu w miejscu wraz z wiecznym odgrzewaniem „muzyki, którą już słyszałem”, a po drugiej będą domagający się wiecznych nowości: wiecznie nienasyceni, którzy po pierwszych sekundach playlisty na Spotify będą wiedzieć, czy przerzucić dalej, czy doczekać do refrenu.

Gdzieś pomiędzy tym wszystkim lawirować będą artyści, szukając swojego własnego miejsca. Bo jeśli nie znajdą go na rynku, to z czasem poszukają sobie miejsca w innej profesji, a ich talent pozostanie nieodkryty. Strata będzie po naszej stronie. Zatem miejmy nadzieję, że nie zabraknie tych, którzy wybiorą trzecią drogę: ani Mamonia, ani „nienasyconego” i będą świadomie wyszukiwać w kulturze tego co jest dla nich i o nich. To jednak wymaga pewnego wysiłku i aktywności. „Nienasycony” będzie miał wciąż dolewane do szklanki przez nastawiony na zysk algorytm, a inżynierowi Mamoniowi nigdy nie będzie dosyć odgrzewanego kotleta. Idący trzecią drogą musi przekopać się przez jedno i drugie, by znaleźć coś autentycznego. Doradzamy zatem w tej refleksji skorzystać z rady Kazika Staszewskiego: ani w lewo, ani w prawo – iść prosto, nawet jeśli droga jest bardziej wyboista. Co prawda Kazik w ostrych słowach krytykował polityczne, a wręcz plemienne, tendencje i ich apologetów, ale w kulturze wbrew pozorom polaryzacja bywa podobna. Warto iść swoją drogą, niezależnie czy próbuje nami kierować ktoś, kto "zmartwychwstanie" nam artystów by na nich znów zarobić, czy sprowadzi muzykę do poziomu wody w kranie, który przewidywał przed śmiercią David Bowie. 

Nie obchodzi nas Eurowizja. Blind Channel dla Eski Rock