To miał być polski Indiana Jones, jak wyszło? Dokładnie dziś mijają 34 lata od premiery Klątwy Doliny Węży

i

Autor: YouTube

To miał być polski Indiana Jones, jak wyszło? Dokładnie dziś mijają 34 lata od premiery "Klątwy Doliny Węży"

2022-10-03 16:08

Ten film zawsze pokazuje się na wszystkich festiwalach „dziwnego kina”, albo przeglądach „klasy B”. Miał być odpowiedzią państw bloku komunistycznego na amerykańskie Kino Nowej Przygody. Na Oscara nie mógł liczyć, ale zapisał się w historii polskiego kina, nawet jeśli nie tak jak planowano, to na zawsze.

Zapowiadało się naprawdę dobrze: produkcja zyskała zielone światło komunistycznej cenzury, do współpracy udało się nakłonić Rosjan. Na zdjęcia ekipa pojechała do Wietnamu i Laosu. W obsadzie naprawdę głośne i utalentowane nazwiska: Leon Niemczyk, Roman Wilhelmi, Ewa Sałacka. Niestety podczas produkcji pojawiło się sporo kłopotów, które wpłynęły na ostateczny kształt filmu.

Majka Jeżowska wspomina występ na Pol’and’Rock Festival i lekcje z Nergalem

„Klątwa Doliny Węży” jest krytykowana na tandetne efekty specjalne i ogólną „biedę” produkcyjną. Przyczyną były cięcia kosztów, kłopoty ze współpracą między polską a rosyjską ekipą. Ostatecznie jednak film, który w Polsce ma legendę najgorszego, w bloku krajów komunistycznych obejrzało 25 milionów widzów. To oszałamiająca liczba, której życzymy wszystkim twórczyniom i twórcom, szczególnie kina gatunkowego. Dlaczego zatem w Polsce nie zagrało?

Jako najbardziej wysunięty na zachód kraj Bloku Wschodniego mieliśmy ten przywilej, że wiele dóbr kultury z Zachodu przenikało do nas przez granicę. Takie filmy jak przygody Indiany Jones’a czy Gwiezdne Wojny pojawiały się w Polsce. W wielu republikach komunistycznych „Klątwa Doliny Węży” była jedyną szansą na spotkanie tak prowadzoną przygodą z pogranicza sensacji i science fiction. Nie mając punktu odniesienia w postaci amerykańskich produkcji widzowie doceniali to, co ci obeznani z zachodnimi filmami raczej wyśmiewali. Film w 2010 roku został wydany w Polsce na DVD i gorąco polecamy obejrzenie go i własną ocenę, pamiętając o tym jak wyglądał świat, w którym powstawał.

Co więcej, w Polsce nigdy nie panował specjalnie gościnny klimat dla filmowej fantastyki i kina gatunkowego. Niezależnie od tego czy był to horror czy science fiction – te gałęzie literatury i kina nie mogły liczyć na tak ciepłe przyjęcie jak choćby nurt kina moralnego niepokoju czy francuski i włoski realizm. To kwestia znacznie szersza, do które zrozumienia potrzeba spojrzeć na kulturę i historię Polski od czasów romantycznych aż po komunistyczną rzeczywistość PRL. Nie mając tutaj na to wystarczających możliwości zwracamy jedynie uwagę, że kraj, który musiał przez dekady walczyć o własną tożsamość, potem wykrwawiano go w 2 wojnach światowych, a wreszcie wziął w karby socrealizm, nie miał czasu na wykształcenie powieści groszowych, kultury opowieści z dreszczykiem czy tak zwanej „pulpy” literackiej. Nie znaczy to, że nie potrafiliśmy, po prostu inne problemy były bliższe i ważniejsze współczesnym odbiorcom.

W naszej zogniskowanej na przetrwaniu i utrzymaniu tożsamości kulturze pojawiały się jednak nazwiska, które warto pamiętać: Stefan Grabiński (poezja i proza grozy), Stanisław Lem (mistrz fantastyki naukowej i filozofii), Jerzy Żuławski (autor fascynującej „Trylogii Księżycowej”). Zresztą, Juliusz Słowacki i Adam Mickiewicz zbliżyli się mocno w XIX wieku do tradycji powieści gotyckiej, jednak okoliczności polityczne skierowały ich twórczość na inny tor. W „Lalce” Bolesława Prusa paryski epizod i profesor Geist to genialnie wpleciony wątek fantastyczny w realizm powieści.

Marek Piestrak, który reżyserował „Klątwę Doliny Węży”, zasługuje także na uwagę. Stworzył także świetny, choć także cierpiący na braki budżetowe, serial „Przyłbice i kaptury” (szpiedzy króla Jagiełły kontra Krzyżacy), horror „Wilczyca” oraz „Powrót Wilczycy” (tak, główny potwór wygląda śmiesznie, ale poza tym to naprawdę ciekawa opowieść grozy w polskim klimacie), nakręcił także „Test pilota Pirxa” na podstawie opowiadania Stanisława Lema. Dziś, gdy kino gatunkowe w Polsce ma już swoich zadeklarowanych fanów i własne festiwale warto wracać do jego twórczości, która ma wciąż ma swój urok. Poza tym zobaczyć Wilhelmiego grającego kalkę Indiany Jones’a to doświadczenie bezcenne.