W naszej części Europy ściąganie nie jest aż tak źle odbierane. Owszem, to oszukiwanie, ale przygotowywanie dobrej ściągi to też metoda nauki. Czasem po jej zrobieniu nie ma potrzeby z niej korzystać. Nauczyciele czasem nawet sami mówią „ściągajcie, ale żebym Was na tym nie złapała”. W Wielkiej Brytanii i USA taka postawa byłaby karygodna, a ściąganie traktuje się jako nie tylko nieuczciwe wobec nauczycieli, ale wobec innych uczniów, dlatego jest piętnowane przez wszystkich.
Tymczasem jak donosi Vice amerykańscy studenci odkryli, że dostępne już dziś bezpłatnie w internecie algorytmy mogą nie tylko pomagać w pracy naukowej, ale po prostu napisać za nich tekst. Sprawa jest tym ciekawsza, że programy wykrywające plagiaty, z których korzystają także polskie uczelnie, nie są w stanie odróżnić tekstu pisanego przez SI od ludzkiej pracy. Firmy zajmujące się ich tworzeniem dopiero będą musiały je „uzbroić” przeciwko takim rozwiązaniom. Czy jest to w ogóle możliwe?
Tego nie wiemy, ale możemy się domyślać, że dostawcy takiego oprogramowania już teraz zacieśniają szyki, by znaleźć sposób. Znamy za to motywację tych, którzy korzystają z SI do pisania prac. Nikt by jej nie kwestionował w naszym kulturowym kontekście, gdzie ściąganie to swego rodzaju sport, hazardowa gra w kotka i myszkę z nauczycielami, gdzie stawką jest zaliczenie przedmiotu, który może zagrozić promocji do kolejnej klasy. Jednak tam, gdzie także uczniowie piętnują ściąganie lub wyręczanie się kimś innym możemy przeczytać w internecie wypowiedzi studentów pod pseudonimami. Przyznają, że wykorzystują sztuczne inteligencje, gdy mają do napisania pracę na nudny temat, nad którą by się męczyli. Dzięki temu zyskują czas na zgłębianie tego, co jest dla nich najbardziej fascynujące.