Przeklinanie jest zdrowe? Z pewnością ma wpływ na nasze ciało

i

Autor: Pixabay

Przeklinanie jest zdrowe? Z pewnością ma wpływ na nasze ciało

2022-10-31 10:09

Naprawdę nie jest łatwo żyć bez przeklinania. Nie chodzi oczywiście o używanie wulgaryzmów zamiast przecinka, lub po każdym wyrazie, ale werbalny upust negatywnych emocji czasami gwarantuje nam psychiczny wentyl bezpieczeństwa. Lepiej „rzucić mięsem”, niż rzucić się na kogoś. Jednak nauka mówi o przeklinaniu znacznie więcej.

Korzenie przekleństw są bardzo logiczne. Kiedy ogarnia nas gniew potrafimy cisnąć wulgaryzmem lub poetycką wiązanką na kogoś, na coś, by wyrzucić wraz z oddechem złe emocje. Język polski jest w tej sprawie bardzo pomocny, dysponuje wieloma wyrazami i daje możliwości słowotwórcze z dużą ilością dźwięcznych głosek, jak choćby „r”. W tej głosce możemy zmieścić tyle emocji! Nie wspominając już o samogłoskach w środku i na końcu wyrazów, które umożliwiają nam długą wokalizę bez utraty oddechu. Przykładem tego jest piosenka Kazika Staszewskiego „Gdy mam co chcę, wtedy więcej chcę” z albumu „12 groszy”. Konkretnie czas 1:33 jest miejscem, gdzie dzieje się magia.

Etymologia samego słowa „przeklinać” jest prosta, bo przecież nasze przekleństwa rzucane w przestrzeń są potomkami starych klątw, które rzucano by odpędzić złe duchy, nieprzychylne moce i odmienić w magiczny sposób los. Dlatego codzienne przeklinanie i starożytne klątwy są tak sobie bliskie. Przejdźmy jednak do badań, bo jak się okazuje, myślenie magiczne może za chwilę dostać podporę twardych dowodów empirycznych.

Najpierw były łzy, ale liczy się finał. Agnieszka Chylińska w Esce Rock

Opublikowany niedawno na łamach specjalistycznego czasopisma Lingua artykuł zawiera fascynującą obserwację: przeklinanie nie tylko zapewnia nam katartyczne doświadczenie, rodzaj emocjonalnego oczyszczenia po wyrzuceniu z siebie frustracji. Rzucenie w przestrzeń solidnie naszpikowanej uczuciami wiązanki wpływa na nasz puls oraz zwiększa pocenie się. Oba te symptomy związane są z atawistycznymi mechanizmami obrony i mobilizacji do ucieczki. Zatem intensywnie przeklinając sami wprowadzamy się w nastrój pełnej gotowości bojowej.

Część badań neurologicznych daje powody by sądzić, że ośrodek odpowiadający za używanie przekleństw w mowie znajduje się w innym miejscu mózgu niż właściwy ośrodek mowy. Jest bliższy układowi limbicznemu, gdzie źródło swoje mają tak silne emocje jak strach, zadowolenie, przyjemność, euforia czy uniesienie.

Interesujące jest to, że nie ma w samych wyrazach żadnego dźwięku, głoski czy innego elementu, który uniwersalnie w ludzkości powodowałby daną reakcję. Dopiero w trakcie dorastania, gdy uczymy się znaczeń słów w językach, przypisujemy im wtórnie znaczenie, a nasze ciało przystosowuje się do tego i odpowiada reakcją fizjologiczną. W końcu dlaczego słowo na „k” miałoby działać jako przekleństwo w językach, gdzie na przykład oznacza zakręt? Tymczasem nad Wisłą pełni ono setki funkcji wulgarno-zastępczych i niewątpliwie jego intensywne użycie spowoduje u Polaków reakcje opisane w artykule Lingua. Znów trzeba nam wrócić do Kazimierza Staszewskiego i jego wspaniałej piosenki, znów z „12 groszy”.

Możemy zatem dość do konkluzji, że język kształtuje nas nie tylko psychicznie czy pod względem porządkowania wiedzy. Ma on wpływ na naszą fizyczność, a w procesie uczenia się go konkretne słowa zyskują siłę wywoływania fizjologicznych reakcji. Zupełnie jakby były naprawdę magiczne i zmieniały swą mocą rzeczywistość.