Jak przystało na medium rockowe miotamy się cały czas między ciągłą krytyką autorytetów, wypychanych na piedestał jednostek i ego-maniaków, a budowaniem legendy artystów, których muzykę kochamy. Jednak w tym drugim wypadku prawdą jest, że potrafimy skrytykować zachowanie także tych, których muzykę kochamy bezkrytycznie. Elon Musk to osoba, która w ciągu ostatniej dekady urosła do prawdziwego fenomenu. Niektórzy porównują go do komiksowego Tony’ego Starka, inni widzą w nim kontynuację tradycji kultu jednostki, a kolejni wskazują, że jest uosobieniem wszystkiego co jest nie tak z miliarderami.
Ostatnio na przejętym niedawno portalu Twitter Elon Musk napisał, że ma dosyć tego, jak ludzie pytają go o kopalnie szmaragdów, na której miał się dorobić. Przekonuje, że to bzdura i nie ma o czym rozmawiać.
Problem w tym, że internet nie zapomina i szybko przypomniał miliarderowi wywiad z 2014 roku, gdzie otwartym tekstem chwalił się w udziałach właśnie w takim biznesie.
- To zabrzmi trochę dziwnie, ale mój ojciec miał także udziały w kopalni szmaragdów w Zambii - opowiadał w rozmowie z Jimem Clashem – Miałem zaledwie 15 lat i naprawdę chciałem z nim pojechać, ale nie wiedziałem jak bardzo jest to niebezpieczne. Nie mogłem znaleźć paszportu, więc zabrałem dokument brata, który okazał się zresztą nieważny od pół roku. Mieliśmy zatem samolot pełen kontrabandy i przeterminowany paszport innej osoby. Wszędzie dookoła leżały AK-47 i myślałem: stary, to może się źle skończyć.
Coś, co dla Elona może brzmieć jak fascynująca przygoda rodem z „Kronik młodego Indiany Jones’a” dla większości ludzi spoza jego kręgu jest po prostu wspomnieniem udziału w straszliwych procederach wykorzystywania ludzi i zasobów w rozwijających się krajach Afryki. Nie wspominając już o wątku wspieraniu apartheidu, który od razu się tu sam nasuwa.
W ramach komentarza pozwolimy sobie przypomnieć nieśmiertelny kawałek Living Color – „Cult of personality”, przestrzegający przed bezkrytycznym kultem jednostek.
Polecany artykuł: