9 września marka Apple zaprezentowała światu nowe urządzenia, które trafią do oficjalnej sprzedaży w najbliższy piątek. Wśród wschodzących gwiazd technologii najjaśniej świecił oczywiście iPhone 17 oraz słuchawki AirPods Pro 3.
W temacie tych ostatnich najwięcej emocji wywołała zapowiedź funkcji Live Translation, która pozwala na automatyczne tłumaczenie rozmów w czasie rzeczywistym. W teorii użytkownik wkłada słuchawki do uszu, a dzięki wsparciu sztucznej inteligencji jego wypowiedzi są natychmiast przekładane na inny język, który dodatkowo wyświetla się na ekranie telefonu. Brzmi jak science fiction? A jednak – w wielu krajach to już działa.
Europa na bocznym torze
Entuzjazm wśród mieszkańców UE szybko jednak przygasł. Na oficjalnej stronie producenta pojawiła się jasna informacja:
"Tłumaczenie na żywo za pomocą AirPods nie jest dostępne, jeśli znajdujesz się w UE, a kraj lub region twojego konta Apple również znajduje się w UE".
W praktyce oznacza to, że choć Brytyjczycy będą mogli korzystać z nowej opcji – nawet podróżując po kontynencie – to mieszkańcy państw unijnych zostali jej pozbawieni.
Regulacje i biurokracja
Apple nie podało oficjalnego wyjaśnienia, ale eksperci technologiczni nie mają wątpliwości: problem tkwi w przepisach. Na celowniku znalazła się unijna ustawa o sztucznej inteligencji oraz surowe regulacje dotyczące ochrony danych osobowych (RODO).
Organy unijne mają prawo szczegółowo sprawdzać, jak działają nowe technologie – od kwestii prywatności i zgody użytkowników, po przepływ danych i możliwość nadużyć.
To nie pierwszy przypadek, kiedy Apple ogranicza funkcjonalności w Europie. Wcześniej firma opóźniała wprowadzenie rozwiązań opartych na AI w iPhone’ach, tłumacząc się zapisami ustawy o rynkach cyfrowych. Amerykański gigant podkreślał wówczas, że zmuszanie go do udostępniania systemów konkurencji może doprowadzić do wycieku wrażliwych informacji, np. danych o lokalizacji użytkowników.
Rozczarowanie użytkowników
Choć Apple stawia na hasła o "łatwiejszym łączeniu ludzi ponad granicami", w Europie efekt jest odwrotny. Klienci czują się pominięci, a w sieci nie brakuje komentarzy o "obywatelach drugiej kategorii". Trudno się dziwić – nowa funkcja była jednym z najmocniejszych punktów prezentacji, a na Starym Kontynencie nie działa.
Na razie więc europejscy użytkownicy muszą obejść się smakiem. Zamiast rewolucji językowej dostali kolejny przykład, jak bardzo unijne regulacje potrafią wywrócić do góry nogami plany technologicznych gigantów.
Źródło: Business Insider