Całą Polska w skupieniu obserwuje jak przebiega walka z zatruciem Odry. Wciąż czekamy na wyniki badań, które pozwoliłyby nam odpowiedzieć na pytanie co zatruło rzekę. Tymczasem w pogoni za bieżącymi informacjami warto na chwilkę się zatrzymać i przypomnieć sobie poprzednie katastrofy ekologiczne w Polsce. Czy wyciągnęliśmy z nich wnioski?
1. PRL królową smogu – 1988
Góry, lasy, przepiękne jeziora – takie widoki otwierają materiał z Dziennika Telewizyjnego Telewizji Polskiej z 1988 roku. Choć materiały tego programu trudno byłoby kiedykolwiek nazwać obiektywnymi, to wart uwagi jest fakt, że zdecydowano się powiedzieć o czymś negatywnym dla Polski. Co więcej, winni byliśmy sobie sami. W 1988 roku Polska była w czołówce trucicieli przyrody w Europie. Do katastrofy jeden krok? Już wtedy był za nami. Oczywiście od tego czasu wiele się zmieniło i poprawiło, jednak już wtedy ostrzeżenie było jasne i dobitne. Zobaczcie sami.
2. Zatrucie Warty – 2015
W październiku 2015 doszło do zatrucia Warty. Według badających sprawę śledczych zaczęło się od wylania do kanalizacji związek o nazwie transflutryna. To bardzo silny i szybko działający środek owadobójczy, stosowany przeciwko komarom, muchom i karaczanom. Do wody dostały się przynajmniej 24 kilogramy tej substancji.
- Zginęły co najmniej trzy tony ryb oraz wiele roślin. Straty oszacowano na 1,2 mln zł — mówiła podczas pierwszej rozprawy w tej sprawie prokurator Dagmara Strzelec-Koplin. Jest trzecią prokurator prowadzącą tę sprawę, a proces ruszył w tym roku, czyli sześć lat po katastrofie. Na ławie oskarżonych jest szef firmy Bros, która składowała substancję na swoim terenie.
3. Powódź tysiąclecia – 1997
To katastrofa naturalna, jednak powinna znaleźć się w naszym zestawieniu. To prawda, że nie została wywołana przez człowieka, ale jej skutki byłyby znacznie mniej tragiczne gdyby nie brak przygotowania państwa, samorządów i wreszcie ludności. Do tego doszło wcześniejsze budowanie domów i całych osiedli na terenach zalewowych (od 1 stycznia 2018 jest to prawnie zabronione). Przyczyną powodzi były dwie potężne fale opadów.
4. Pożary składowisk śmieci – powracający problem
Ten problem niestety nie dotyczy jednej konkretnej daty. To choroba naszego kraju i naszej przyrody, która trwa od lat, a wirusem jesteśmy my: ludzie. Nasza gospodarka (tak domowa jak i przemysłowa) produkuje mnóstwo odpadów, nie nadążamy z ich utylizacją i przetwarzaniem. Najgorsze jest oczywiście zwykłe obrzydliwe wyrzucanie do lasu czy na pola. Takich miejsc każdego roku jest wiele i zarówno służby leśne jak i policja nie są w stanie wszystkich złapać na gorącym uczynku. Prawdziwy problem zaczyna się, gdy składowiska zajmują się ogniem. Nie trzeba podpalacza, często dzieje się to samoistnie, wystarczy mieszanka nasłonecznienia, wysokich temperatur, suszy i substancji na składowisku. Każdego roku straż pożarna walczy z takimi pożarami, a skutki uwolnienia do atmosfery toksycznego dymu trudno ocenić. Dotyczy to także wysypisk legalnych Tylko w sierpniu potrzeba było aż 23 zastępów straży pożarnej by ugasić pożar legalnego składowiska odpadów w Niedźwiedziu.
5. Pełzająca katastrofa – broń chemiczna na dnie Bałtyku
To kolejny problem, o którym od kilku lat starają się jak najgłośniej mówić organizacje zajmujące się ochroną przyrody, jednak decydenci odsuwają go wciąż na dalszy plan. Tymczasem zegar tyka i to w prawdziwej zegarowej bombie. Na dnie Bałtyku po II wojnie światowej zdeponowano kilkadziesiąt ton amunicji oraz broni chemicznej: gazu bojowego o nazwie iperyt. To nie wszystko. Najwyższa Izba Kontroli w raporcie z 2019 alarmowała o 300 wrakach okrętów w Bałtyku, w tym ok. 100 w Zatoce Gdańskiej. Podwodny złom rdzewieje, beczki przestają być szczelne. Jeśli dojdzie do wycieku życie w Bałtyku może zostać unicestwione na około 100 lat.
Polecany artykuł: