Codziennie w serwisach z muzyką pojawia się około 120 tysięcy nowych piosenek. W tym roku Spotify, YouTube i inne serwisy w ciągu trzech pierwszych miesięcy otrzymały ponad 10 milionów nowych nagrań. Imponujące prawda? Tort jest ogromny.

i

Autor: Pixabay

Czy muzycy znów stracą? Wielkie korporacje rozważają zmiany w rozliczaniu odsłuchów w sieci

2023-10-27 10:55

Codziennie w serwisach z muzyką pojawia się około 120 tysięcy nowych piosenek. W tym roku Spotify, YouTube i inne serwisy w ciągu trzech pierwszych miesięcy otrzymały ponad 10 milionów nowych nagrań. Imponujące prawda? Tort jest ogromny.

Jak to: muzycy stracą? przecież internet miał dać muzykom możliwość nieograniczonej promocji i zarabiania na swojej muzyce bez pośredników, bez dodatkowych podmiotów, które by na nich żerowały, prawda? Prawda? Cóż… Rzeczywistość jak zwykle weryfikuje wszystko. Nie jest żadną tajemnicą, że by zarobić na odsłonach trzeba mieć gigantyczne zasięgi, które są niedostępne dla tych, którzy nie wyłożą środków na odpowiednią promocję.

Trudno zresztą się dziwić, w końcu portale umożliwiające słuchanie muzyki z internetu też nie są charytatywnymi organizacjami, mają swoją infrastrukturę i pracowników, zatem czerpią zyski od reklamodawców (największe) oraz od użytkowników płacących za promocję i pozycjonowanie nagrań. Inaczej zginiesz w gąszczu setek tysięcy innych, bo (to także żadna tajemnica) obecna podaż w muzyce przewyższa popyt.

Warto pamiętać także, że sprzedaż fizycznych nośników z muzyką jest tak mała, że jeśli nie ma cię w streamingach, nie istniejesz. Dla twórców jest to po prostu niezbędne. To system naczyń połączonych, gdzie strata jednych może przełożyć się na kłopoty innych. Oczywiście zniknięcie nieznanych nikomu muzyków nikogo nie zaboli, ale jeśli muzyka kogoś naprawdę generującego zyski zacznie przegrywać z generowaną maszynowo, jak na przykład wielogodzinne podkłady do pracy i koncentracji, nawet wielkim korporacjom może zrobić się zimno.

Co zatem się wydarzyło?

Najwięksi wydawcy, tacy jak Universal Music Group, zaczęli narzekać, ze ich artyści tracą na zalewie treści, które niekoniecznie są muzyką. Można ją raczej nazwać dźwiękami tła, rodzajem ambientu, który generowany jest przez algorytmy. Jest tego tak dużo, że zaczyna zagrażać zyskom największych.

Co się zmieni?

W związku z tym część muzycznych agregatorów, jak choćby Spotify, decyduje się na zmianę modelu rozliczania z twórcami. Od 2024 roku, jak pisze MusicTech, zielony muzyczny gigant chce wprowadzić nowe progi minimalnych rocznych odsłuchów, które będą przekładać się na zyski dla artystów i reprezentujących ich firm. Oprócz tego pojawia się kary dla dystrybutorów i wytwórni, które nadużywają platformy, na przykład publikując generowane przez algorytmy pliki, które z muzyką mają niewiele wspólnego, za to mogą odebrać zasięgi realnym twórcom.

Kolejnym krokiem jest wprowadzenie nowego progu czasu odsłuchu dla muzyki tła, ambientów, dźwięków binauralnych (muzycznego tła do poprawy na przykład koncentracji) i noise’u. Dopiero powyżej pewnego czasu słuchania danej ścieżki platforma będzie naliczać tantiemy uznając, że rzeczywiście jest to realny wybór słuchacza, a nie natrafienie przypadkowe na kolejny wygenerowany masowo muzak.

Kto może na tym stracić, a kto zyskać?

Z jednej strony może wyjść na korzyść „żywym” artystom, którzy nie zginą we mgle muzycznej papki. Jest w tym jednak także ryzyko dla tych, którzy z czystymi intencjami i realną kreatywnością tworzą w takich gatunkach jak właśnie ambient czy noise. Warto przypomnieć tu twórczość Briana Eno albo na przykład opublikowane niedawno płyty Devina Townsenda, który wydał 7 takich płyt naraz!

Na razie nie znamy jeszcze dokładnej wartości progu, który chce wprowadzić Spotify, jednak Music Business Worldwide, powołując się na zaufane źródła, donosi o „demonetyzacji całej populacji nagrań, które generują poniżej 5 centów miesięcznie”. Przy obecnych warunkach, gdzie pojedynczy odsłuch generuje jedną tysięczną dolara zysku oznacza to, że utwór będzie potrzebował około 17 odsłuchów miesięcznie i 200 rocznie, by przynosić jakiekolwiek zyski. Pieniądze w ten sposób zaoszczędzone Spotify zamierza rozdzielić między artystów, którym będą przysługiwać tantiemy.

Dodatkowo zaplanowane są ograniczenia uniemożliwiające publikowanie na przykład 31-sekundowych nagrań białego szumu, co się zdarza. Po co? Otóż przekraczają one minimalnie najniższy możliwy próg do monetyzacji i można je po prostu generować maszynowo, bez kosztów. Wystarczy, że przypadkiem lub dzięki odpowiedniemu pozycjonowaniu natrafi na nie odpowiednia liczba osób, by przyniosły zysk. Są tacy, którzy w ten sposób wykorzystują platformy streamingowe odbierając możliwość zysków realnym twórcom.

Konkluzja? Jak zawsze kij ma dwa, a może nawet znacznie więcej końców. Nie dziwi fakt, że najwięksi chcą bronić swoich interesów. Nie dziwi także, że skoro jest narzędzie, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie go chciał cynicznie nadużywać by wyciskać zyski. Przed czymś takim Spotify i inni będą się bronić. Jednak po drodze mogą stracić na tym ci, dla których szklany sufit rynku jest zbyt twardy oraz twórcy alternatywni, o małych zasięgach oraz ci, którzy poruszają się w ambientowych rejonach. Oczywiście będą mogli postarać się o odpowiednią promocję, obecność na najlepszych playlistach i widoczność, która da im odpowiednią wiarygodność w oczach agregatorów. Za to jednak trzeba będzie zapłacić. 

Najlepsi wokaliści rockowi wszech czasów - Polska