W dziejach kultury i sztuki naprawdę trudno jest w większości przypadków wyznaczyć jeden, konkretny i niepodważalny moment powstania danego motywu czy zwyczaju. Przyjmują się one poprzez lata, dekad i wieki powtarzania, aż w końcu są czymś „co się robi, bo tak należy” i nikt nie zadaje pytań gdzie był początek. Warto pamiętać, że nasi dawni przodkowie patrzyli często także na czas inaczej niż my. W naszym świecie rodzimy się i wciąż przemy naprzód, nawet jeśli dni tygodnia i miesiące powtarzają się cyklicznie to jednak lata już nie. Każdy dzień jest nowy.
Tymczasem w dawniejszych kulturach czas postrzegany był jako powtarzający się cykl. Nie były to następujące po sobie kolejne lata czy wieki, ale jeden i ten sam, który się powtarza. A co z życiem ludzkim? To także cykl, tylko inaczej liczony, bo przecież po nim mogła nastąpić odrodzenie i następny etap. Taki mit kontynuacji znajdziecie choćby pod nazwą Samsara (wędrówka dusz) w buddyzmie i hinduizmie. W nowoczesnym chrześcijaństwie wciąż obchodzimy cykliczne święta każdego roku, jak choćby te w grudniu, jednak lata liczymy już linearnie. To rodzaj kompromisu między światem nowoczesnym, postrzeganym „szkiełkiem i okiem”, a tradycyjnym, gdzie rządzi „czucie i wiara”.
Coroczne świętowanie narodzin Jezusa z Nazaretu przez chrześcijan ma miejsce 25 grudnia, poprzedza je Wigilia oraz okres przygotowań duchowych: trzy tygodnie adwentu. Czy dysponujemy źródłami jasno i klarownie przedstawiającymi, ze to jest właśnie dzień narodzin Syna Bożego? Oczywiście, że nie. Za to jest to czas przesilenia zimowego na naszej półkuli. Od tego momentu dzień staje się dłuższy, jest więcej światła, co zwiastuje odrodzenie się przyrody po zimie, stopniowe ocieplenie, przebudzenie ze snu zimowego zwierząt i roślin. Życie za chwilę znów zacznie wygrywać nad zimnem i pustką.
Trudno tego nie świętować, szczególnie, że oznaczało to dla naszych przodków nie tylko nadzieję, ale też realną perspektywę poprawy jakości życia w najbliższym czasie. Starożytni zarówno w Rzymie, Germanii, jak i dawni Słowianie – wszyscy mieli własne święta z okazji tego czasu. Odpowiednio były to Saturnalia, Jul oraz Święto Godowe. Wszystkie miały wpisane w siebie mity odradzającego się Słońca, powrotu ciepła i tryumfu życia nad śmiercią.
W tekstach chrześcijańskich ewangelii nie ma dat urodzin Jezusa. Jednak już w 204 roku, w Księgi Daniela autorstwa Hipolita Rzymskiego pada wskazanie na 25 grudnia, potwierdza je Sekstus Juliusz Afrykański w piśmie z 221 roku. Warto wspomnieć, że oprócz Saturnaliów Rzymianie obchodzili także 25 grudnia święto bogini Mitry, a w 274 roku Cesarz Aurelian wprowadził synkretyczne pogańskie święto Sol Invictus – Słońca Niezwyciężonego, które pokonuje ciemność. Najprawdopodobniej właśnie ta data była fundamentem późniejszego upamiętniania Chrystusa nazywanego przez wiernych „Światłością świata”.
Atrybuty towarzyszące Bożemu Narodzeniu, takie jak choinka i inne rośliny, charakterystyczne potrawy mają także swoją symbolikę często sięgającą znacznie dalej niż historia chrześcijaństwa, podobnie jak te z wiosennej Wielkanocy. Fakt, że w różnych regionach kraju prezenty przynosi św. Mikołaj, Dzieciątko, Gwiazdor, a czasem Dziadek Mróz to także kwestia występującego tam wcześniej folkloru, który został wpisany w chrześcijaństwo, gdy stawało się ono dominujące. Jedną z największych sił tej religii była umiejętność inkorporowania mitów i tradycji innych obrządków by następnie albo je włączyć w swoje (Boże Narodzenie, Wielkanoc), albo odrzucić nazywając formą oddawania czci Złu (kulty bóstw pogańskich na Bliskim Wschodzie oraz w Europie sprowadzone do demonicznych kultów, którymi do dziś straszy się szczególnie młodszych wiernych).
Powtarzając cyklicznie nasze świąteczne tradycje warto pamiętać jak głęboko wgryzione są w ludzkość ich korzenie. Nie „wymyśliła” ich jedna religia lub konkretny obrządek, a są efektem połączenia wieków opowieści, mitów i przekazów. Dlatego są tak bogate.
Polecany artykuł: