W 1986 roku Eric Clapton wciąż był mężem kobiety, o którą walczył latami, o którą starał się nawet wtedy, gdy wciąż była żoną jego bliskiego przyjaciela, George'a Harrisona, do której pisał gorące listy i dla której nagrał jedne ze swoich najpiękniejszych kompozycji, czyli Layla i Wonderful Tonight. Niestety, związek małżeński muzyka i Pattie Boyd pełen był przemocy psychicznej, fizycznej i seksualnej oraz zdrad, a wszystko to w otoczeniu uzależnienia Claptona od alkoholu. Pattie i Eric przez lata bezskutecznie starali się także o dziecko, tym bardziej zdruzgotana była Boyd, gdy dowiedziała się, że dokładnie 21 sierpnia 1986 roku na świat przyszedł syn jej męża z pozamałżeńskiej relacji z włoską modelką Lory Del Santo. Chłopiec otrzymał imię Conor i pozostał pod opieką matki, podczas gdy Clapton zmagał się z własnymi demonami.
Ogromna tragedia, która zmieniła go na zawsze
W 1989 roku Pattie Boyd i Eric Clapton rozwiedli się, a muzyk jeszcze bardziej zaczął pogrążać się w swoich nałogach, chwilowych relacjach, zdając się zupełnie pomijać fakt, iż niedawno został ojcem maleńkiego chłopca. Otrzeźwienie nadeszło na przełomie 1990 i 1991 roku, kiedy to muzyk postanowił zawalczyć o relacje z Conorem. Clapton zaczął coraz częściej widywać się z chłopcem, spędzał z nim czas, opiekował się.
Niestety, ojcu i jego małemu synkowi nie było dane cieszyć się długą wspólnym czasem. 20 marca 1991 roku w samym centrum Manhattanu doszło do niewyobrażalnej tragedii. Conor wypadł z okna apartamentowca, ulokowanego na 53. piętrze budynku przy 117 East 57th Street. Mający w chwili zdarzenia zaledwie cztery lata chłopiec zginął na miejscu, a Clapton pogrążył się w niewyobrażalnym bólu. Sposobem na poradzenie sobie z nim okazała się muzyka.
Utwór, który poruszył miliony serc na świecie
Pomocną dłoń w kierunku Claptona wyciągnął Will Jennings, amerykański autor tekstów, który pracował nad ścieżką dźwiękową do filmu Rush. To właśnie na potrzeby tego projektu powstał utwór, który dziś wielu zgodnie wskazuje jako jeden z najbardziej przejmujących w całej historii muzyki. Muzyk w trakcie prac powiedział Jenningsowi, że chce napisać piosenkę o Conorze, miał nawet gotowy pierwszy wers tekstu, nie był jednak w stanie dopisać go do końca, zwrócił się więc do autora o pomoc, samemu skupiając się na warstwie muzycznej - tak skromnej w środkach, tak intymnej, a przez to niezwykle emocjonalnej i wnikającej wprost do duszy.
Utwór został zatytułowany Tears In Heaven i ujrzał światło dzienne 8 stycznia 1992 roku, niedługo później zaś Clapton zagrał go w ramach setu dla "MV Unplugged". Przejmująca ballada dotarła do drugiego miejsca na amerykańskim Billboardzie i spędziła na tej pozycji kolejne dwadzieścia sześć (!) tygodni. Tears in Heaven do dziś pozostaje w USA jednym z najlepiej sprzedających się singli lat 90. i jednym z najlepiej sprzedających się utworów, wydanych przez jakiegokolwiek artystę, nie będącego z pochodzenia Amerykaninem w ogóle. Kompozycja otrzymała nominację do najbardziej prestiżowych nagród: Złoty Glob, MTV VMA (wygrana za Najlepszy męski teledysk), a także sześć nominacji do Grammy, zdobywając statuetki za Najlepszy męski występ wokalny, Utwór i Nagranie roku. Choć w 2004 roku muzyk zapowiedział, że przestaje wykonywać Tears in Heaven na koncertach, gdyż udało mu się już pogodzić ze stratą, to utwór powrócił na regularne setlisty. Po premierze utworu Clapton otwarcie mówił, że komponowanie muzyki okazało się być dla niego czymś w rodzaju terapii.
Prawie podświadomie używałem muzyki dla siebie jako środka uzdrawiającego, a oto i tak to zadziałało... Mam dużo szczęścia i wiele uzdrowień na koncie dzięki muzyce - powiedział muzyk w wywiadzie dla Daphne Barak z ABC News w 2006 roku.