Producent Greg Fidelman wspomina pracę w studiu nad "Lulu"
Ten album, od samej premiery, wywoływał dość skrajne emocje. I przez te ponad 10 lat nic się w tym temacie nie zmieniło. Mowa o "Lulu", wspólnym wydawnictwie Lou Reeda i Metalliki. Wspomniany krążek ukazał się na rynku w październiku 2011 roku. Choć muzycy bronią całości (perkusista Lars Ulrich w książce o Reedzie przyznał, że płyta "zestarzała się naprawdę dobrze"), to zarówno słuchacze, jak i dziennikarze nie zostawili na "Lulu" suchej nitki.
Ostatnio temat tej płyty wrócił za sprawą producenta Grega Fidelmana. W wywiadzie dla "The Metallica Report" wspomniał, że sesja nagraniowa albumu nie przebiegała w zwyczajny sposób. – Tak naprawdę nie wiedzieliśmy czego się spodziewać – zaczął Fidelman, mówiąc o sobie i muzykach Metalliki.
– Jeśli znasz Larsa dobrze, to wiesz, że niewiedza, co się dalej wydarzy, doprowadza go do szaleństwa. To jest coś niedozwolonego. Zastanawialiśmy się więc, co będziemy robić. Nie wiedzieliśmy, co to będą za piosenki. Musieliśmy odbyć próbę. Lou miał już wszystko przygotowane i chciał po prostu od razu śpiewać w jej trakcie. Zaczęło się więc jamowanie, tak to można byłoby nazwać. Lou następnie zaproponował, aby odsłuchać to, co udało się nagrać. To był pierwszy dzień, a Lou mówi: "To niesamowite. Wszystko jest w porządku. Zróbmy kolejny utwór". Larsa zamurowało i zapytał: "Co?" (śmiech) – dodał producent, który był tym wszystkim również zaskoczony.
– Tak to wszystko w pewnym sensie powstawało. Chodziło o to, żeby eksperymentować, trochę jamować i tak naprawdę o tym nie myśleć. Żadnych przemyśleń, wszystko miało odbywać się w sposób instynktowny.
Fidelman w rozmowie dla "The Metallica Report" wyjaśnił, że muzycy Metalliki nauczyli się w ten sposób pracować i "było to bardzo dla nich dobre" pod kątem rozwoju.