PANTERA: 4 zapomniane płyty, których zespół się wstydzi. Dlaczego?

i

Autor: Wikipedia

PANTERA: 4 zapomniane płyty, których zespół się wstydzi. Dlaczego?

2022-12-05 16:38

Nie możemy się doczekać występu Pantery w Polsce. To dobra okazja by przypomnieć sobie najlepsze nagrania tej legendarnej kapeli. To jednak jeszcze lepsza okazja, by odkurzyć nagrania, które doprowadziły kapelę do swojego stylu, jednak później zespół starał się by popadły w zapomnienie. Dlaczego?

Początek grupy to 1981 roku, kiedy bracia Abbott podzielili się funkcjami i zaczęli na poważnie grać. Nastolatkowie byli oddanymi fanami grupy KISS, kochali Van Halen, Judas Priest i Black Sabbath. Pierwszą nazwą ich projektu była Gemini, którą następnie zmienili na Eternity, by wreszcie przejść na tą, pod którą pozna ich świat – Pantera. Na lokalnej scenie szybko zyskali sporo fanów i z czasem zaczęli jeździć na trasy jako support przed grupami Quiet Riot, Stryper oraz Dokken. Okres od 1981-86 nazywany jest czasem „glam” ponieważ widać i słychać w nagraniach grupy wpływy glam metalu, który w tamtych czasach był na topie. W 1986 roku odszedł wokalista Terry Glaze, a na jego miejscu pojawił się Phil Anselmo, jednak nie od razu zespół stał się Kowbojami z piekła. Dopiero na przełomie 1989-90 zmienią wizerunek i styl gry. Wcześniej, razem z Philem, nagrali jeszcze 2 płyty, do których dziś także niechętnie się przyznają. Poznajcie zapomniane płyty Pantery.

O jeden most za daleko z Nocnym Kochankiem w Esce Rock

1. Metal Magic - 1983

Jak przystało na debiut, słychać tu przede wszystkim to, czego bracia Abbott słuchali i kto ich muzycznie wychował. Od pierwszego „Ride my rocket” słychać wychowanie KISS i Van Halen. Dość niewybredne aluzje seksualne w tekstach, klasyczne puszczenie tapirowanych włosów, gitary w ostrych kształtach i ostry makijaż. Można się śmiać, można zarzucać wtórność, ale w swoim czasie był to po prostu kolejny band wykonujący modny styl. Jednak styl gitarowy Dimebaga od początku zapowiada, że mamy do czynienia z kimś więcej, niż sezonowym muzykiem.

2. Projects in the Jungle – 1984

Boczne kółka odpięte – chłopaki brną głębiej w heavy metal. To zdecydowanie bardziej osadzona, rytmiczna płyta, choć znów: nie odkrywa Ameryki, za to brzmi zdecydowanie bliżej Los Angeles niż Texasu. Na tym krążku najbliżej chłopakom do Motley Crue, szczególnie, że na trasach koncertowych Pantera się nie oszczędzała: tak na scenie, jak i na backstage’u. Zgodnie z tytułem jednej z piosenek: „Heavy Metal Rules”!

3. I am the night – 1985

Trzeba przyznać, że bracia Abbot i spółka naprawdę nie zakopywali gruszek w popiele. Rok po roku płyty i trasy – naprawdę pracowali na swoją pozycję. „I am the night” idzie jeszcze dalej w klimat heavy metalu i choć na głowach muzyków dalej królują glamowe tapiry, spod rąk wychodzą coraz cięższe kawałki. Nie brakuje jednak także klasycznych smaczków lat 80-tych, jak choćby przejściówki z syntezatora na bębnach w „Hot and heavy” i pozostałych – tych plastikowych brzmień nie da się podrobić. Okładka za to w stylu niespodziewanie mrocznym.

4. Power metal – 1988

Ostatnia płyta z lakierem na włosach. Terry’ego Glaze’a na pozycji frontmana zastępuje Phil Anselmo, ale to wściekłego hardcore’owca z wygoloną czachą jeszcze mu daleko. Na razie ma długie włosy, grzywkę i śpiewa naprawdę wysoko. Tytuł płyty oczywiście odnośni się do mocy piosenek, bo gatunek o tej nazwie brzmi przecież inaczej i chyba nie byłoby w smak Panterze stawianie ich w jednym rzędzie z Rhapsody of Fire, Nightwish, Gamma Ray albo Angra. Z drugiej strony Phil naprawdę wysoko pieje, a tytułowy kawałek ma dokładnie taki galopujący rytm jak trzeba, idealny do konnej szarży na motocyklu smoka, niczym ManowaR w najlepszych czasach. Rok później jednak grupa pod wpływem sceny grunge i thrash metal zdecyduje się na zmianę wizerunku i stylu, ale na szczęście nie składu. Dzięki temu przestanie naśladować innych i stworzy własny styl, na którym będą wzorować się kolejne pokolenia metalowych muzyków.

Czemu zatem na oficjalnej stronie grupy nie znajdziecie w dyskografii tych płyt? Nie wiemy. Możliwe, że budując nowy wizerunek stwierdzili, że fani thrashu, hardcore'u i innych brutalniejszych gatunków nie uznaliby ich za wiarygodnych, albo wystarczająco twardych? W końcu po latach 80-tych kapele glam-metalowe stały się synonimem obciachu, wraz z tryumfem grunge'u, który chciał przywrócić muzyce autentyczność bez teatralności. Z pewnością była to słuszna decyzja z punktu widzenia marketingu i promocji kapeli. Teraz, po 30 latach, można na to spojrzeć z większego dystansu, a stare płyty na szczęście są wciąż dostępne. To pozwala zrozumieć skąd naprawdę wzięła się Pantera i jaką drogę przebyli, zanim znaleźli własną tożsamość.