Pantera

i

Autor: Karol Makurat/REPORTER

muzyka

4 zapomniane płyty Pantery. Dlaczego zespół się ich wstydzi?

2024-03-11 20:39

Każdy moment jest dobry, by przypomnieć sobie najlepsze nagrania tej legendarnej kapeli. A jakby tak zagłębić się nieco dalej tak, by odkurzyć nagrania, które doprowadziły kapelę do swojego stylu, a które później zespół starał się, by zostały zapomniane? Dlaczego grupa wstydzi się własnych wydawnictw? Sprawdzamy!

Początek grupy to 1981 roku, kiedy bracia Abbott podzielili się funkcjami i zaczęli na poważnie grać. Nastolatkowie byli oddanymi fanami grupy KISS, kochali Van Halen, Judas Priest i Black Sabbath. Pierwszą nazwą ich projektu była Gemini, którą następnie zmienili na Eternity, by wreszcie przejść na tą, pod którą pozna ich świat – Pantera. Na lokalnej scenie szybko zyskali sporo fanów i z czasem zaczęli jeździć na trasy jako support przed grupami Quiet Riot, Stryper oraz Dokken. Okres od 1981-86 nazywany jest czasem „glam” ponieważ widać i słychać w nagraniach grupy wpływy glam metalu, który w tamtych czasach był na topie. W 1986 roku odszedł wokalista Terry Glaze, a na jego miejscu pojawił się Phil Anselmo, jednak nie od razu zespół stał się Kowbojami z piekła. Dopiero na przełomie 1989-90 zmienią wizerunek i styl gry. Wcześniej, razem z Philem, nagrali jeszcze 2 płyty, do których dziś także niechętnie się przyznają. Poznajcie zapomniane płyty Pantery.

Ozzy Osbourne - 5 ciekawostek o albumie “Bark at the Moon” | Jak dziś rockuje?

1. Metal Magic - 1983

Jak przystało na debiut, słychać tu przede wszystkim to, czego bracia Abbott słuchali i kto ich muzycznie wychował. Od pierwszego „Ride my rocket” słychać wychowanie KISS i Van Halen. Dość niewybredne aluzje seksualne w tekstach, klasyczne puszczenie tapirowanych włosów, gitary w ostrych kształtach i ostry makijaż. Można się śmiać, można zarzucać wtórność, ale w swoim czasie był to po prostu kolejny band wykonujący modny styl. Jednak styl gitarowy Dimebaga od początku zapowiada, że mamy do czynienia z kimś więcej, niż sezonowym muzykiem.

2. Projects in the Jungle – 1984

Boczne kółka odpięte – chłopaki brną głębiej w heavy metal. To zdecydowanie bardziej osadzona, rytmiczna płyta, choć znów: nie odkrywa Ameryki, za to brzmi zdecydowanie bliżej Los Angeles niż Texasu. Na tym krążku najbliżej chłopakom do Motley Crue, szczególnie, że na trasach koncertowych Pantera się nie oszczędzała: tak na scenie, jak i na backstage’u. Zgodnie z tytułem jednej z piosenek: „Heavy Metal Rules”!

3. I am the night – 1985

Trzeba przyznać, że bracia Abbot i spółka naprawdę nie zakopywali gruszek w popiele. Rok po roku płyty i trasy – naprawdę pracowali na swoją pozycję. „I am the night” idzie jeszcze dalej w klimat heavy metalu i choć na głowach muzyków dalej królują glamowe tapiry, spod rąk wychodzą coraz cięższe kawałki. Nie brakuje jednak także klasycznych smaczków lat 80-tych, jak choćby przejściówki z syntezatora na bębnach w „Hot and heavy” i pozostałych – tych plastikowych brzmień nie da się podrobić. Okładka za to w stylu niespodziewanie mrocznym.

4. Power metal – 1988

Ostatnia płyta z lakierem na włosach. Terry’ego Glaze’a na pozycji frontmana zastępuje Phil Anselmo, ale to wściekłego hardcore’owca z wygoloną czachą jeszcze mu daleko. Na razie ma długie włosy, grzywkę i śpiewa naprawdę wysoko. Tytuł płyty oczywiście odnośni się do mocy piosenek, bo gatunek o tej nazwie brzmi przecież inaczej i chyba nie byłoby w smak Panterze stawianie ich w jednym rzędzie z Rhapsody of Fire, Nightwish, Gamma Ray albo Angra. Z drugiej strony Phil naprawdę wysoko pieje, a tytułowy kawałek ma dokładnie taki galopujący rytm jak trzeba, idealny do konnej szarży na motocyklu smoka, niczym ManowaR w najlepszych czasach. Rok później jednak grupa pod wpływem sceny grunge i thrash metal zdecyduje się na zmianę wizerunku i stylu, ale na szczęście nie składu. Dzięki temu przestanie naśladować innych i stworzy własny styl, na którym będą wzorować się kolejne pokolenia metalowych muzyków.

Czemu zatem na oficjalnej stronie grupy nie znajdziecie w dyskografii tych płyt? Nie wiemy. Możliwe, że budując nowy wizerunek stwierdzili, że fani thrashu, hardcore'u i innych brutalniejszych gatunków nie uznaliby ich za wiarygodnych, albo wystarczająco twardych? W końcu po latach 80-tych kapele glam-metalowe stały się synonimem obciachu, wraz z tryumfem grunge'u, który chciał przywrócić muzyce autentyczność bez teatralności. Z pewnością była to słuszna decyzja z punktu widzenia marketingu i promocji kapeli. Teraz, po 30 latach, można na to spojrzeć z większego dystansu, a stare płyty na szczęście są wciąż dostępne. To pozwala zrozumieć skąd naprawdę wzięła się Pantera i jaką drogę przebyli, zanim znaleźli własną tożsamość.