Album został nagrany na przełomie tysiącleci. Bowie właśnie kończył trasę Hours Tour w 1999 i stwierdził, że mają przy sobie dobry i zgrany zespół dobrze by było wejść do studia i coś nagrać, zanim wszyscy rozjadą się do innych projektów. Wśród nich był między innymi gitarzysta Earl Slick oraz wybitna basistka Gail Ann Dorsey. Bowie zdecydował by wziąć na warsztat swoje stare kawałki, jeszcze z lat 60-tych i 70-tych. Trzynaście podstawowych form nagrano w ciągu dziewięciu dni, potem dodawano i odejmowano kolejne partie. W czasie prac nad płytą konieczna była krótka przerwa, ponieważ w tym czasie Davidowi i jego żonie Iman urodziła się córka, dziś znana jako Alexandria Zahra Jones.
Album „Toy” miał ukazać się jak najszybciej roku jako niespodzianka dla fanów. Jednak wytwórnie płytowe nie były wtedy przygotowane na tak ekspresowe tempo. Pierwszy termin wyznaczono na 2001 rok, ale ulegał on zmianom jeśli chodzi o miesiące. Dziś taka szybka „wrzutka” byłaby możliwa, jednak w tamtych czasach, jak często wcześniej, Bowie wiedział co robić, tylko reszta nie była w stanie za nim nadążyć. W końcu wytwórnia onieśmielona rosnącą popularnością ściągania muzyki z sieci odłożyła wydanie „Toy” na półkę. Wokalista zapowiadał, że to żaden kłopot i płyta ukaże się razem z kolejną z premierowymi nagraniami.
W marcu 2011 do sieci wyciekło 14 piosenek z płyty: przede wszystkim strony B singli oraz wersje inaczej zmiksowane niż te, które miał iść na premierę. Dopiero 10 lat później Warner Music Group odkopał materiały i wypuścił „Toy” jako część box-setu „Brilliant Adventure (1992-2001)”. Wokalista niestety tej premiery nie doczekał, odszedł w 2016 roku. Mając w pamięci długą drogę płyty od studia do naszych uszu tym smutniejsze jest to, że przeczekała swojego autora w przysłowiowej zamrażarce.
Co zatem stało się z okładką? Choć nie należy do udanych, warto przyjrzeć się jej dokładnie. Twarz dorosłego Bowie’ego jest wklejona w zdjęcie małego dziecka. Szare tło, skromny krój tła, pozornie nabazgrane imię i nazwisko wykonawcy wyglądają jakby był to co najwyżej szkic w najprostszym programie graficznym, który dopiero trzeba obrobić i zalać odpowiednim projektem. Nie wiemy, czy koncept leżał po jeszcze stronie artysty czy już tylko wydawcy, jedno jest jednak pewne. Twarz dorosłego Davida naklejona jest na… Davida w czasach gdy był malutkim dzieckiem. Pozostałe zdjęcia z tej sesji zostały udostępnione przez Iman w serwisie Instagram, dwa lata po śmierci artysty, w dniu jego urodzin.
Naklejając starszą twarz na ciało autor daje nam znak, że będzie to muzyczna podróż do korzeni. Bowie, będąc już doświadczonym i dojrzałym artystą, wraca do kompozycji z początkowych lat kariery, pierwszych wcieleń i eksperymentów. Patrzy na nie oczami dorosłego, wykonuje je głosem i sercem osoby dojrzałej, wchodzi w ciało dziecka pozostając dorosłym. Metaforę oczywiście rozumiemy i doceniamy, jednak naszym skromnym zdaniem płyta, na którą fani czekali 20 lat, oraz która ukazała się dopiero po śmierci autora, zasługuje na coś znacznie lepszego. Tymczasem gorąco polecamy się w nią wsłuchać, jest ciepła, melodyjna, wzruszająca. Kompozycje mające ponad 50 lat brzmią tak samo dobrze, a ich nowoczesna produkcja je tylko jeszcze bardziej zbliża do naszych czasów. „Toy” to album, który zostanie z nami na wiele dekad, bo materiał na nim zawarty nie straci na uroku.
Polecany artykuł: