Megadeth, “The Sick, The Dying… and The Dead! - recenzja najnowszego albumu zespołu

i

Autor: Materiały prasowe Recenzja nowej płyty Megadeth

Thrash metal wiecznie żywy. Megadeth, “The Sick, The Dying… and The Dead!" - recenzja albumu

2023-09-12 13:31

Po sześciu latach oczekiwań na rynku muzycznym ukazał się najnowszy album studyjny Megadeth. Choroba, nowotworowa, skandal z udziałem Ellefsona i konflikty na świecie - wszystko to odcisnęło bardzo duże piętno na wydawnictwie zatytułowanym "The Sick, The Dying… and The Dead!" Czy warto było czekać na powrót Megadeth?

Od czasu wydania krążka Dystopia u Panów z Megadeth całkiem sporo się działo. Już rok po premierze tej płyty Dave ogłosił, że zespół ponownie wejdzie do studia, by pracować nad kolejnym albumem, tak, aby wydać go w 2019 roku. Niestety, trzy lata po wydaniu Dystopii grupa poinformowała fanów, że u jej lidera rozpoznano nowotwór gardła - koncerty zostały odwołane, stało się też jasne, że nowy album nie ujrzy światła dziennego w pierwotnie zaplanowanym terminie. Pomimo choroby Dave zapewnił fanów, że prace nad nowym wydawnictwem wciąż trwają, formacja ogłosiła nawet, że w 2020 roku wyruszy w trasę koncertową u boku Lamb of God. Niestety, tym razem na drodze muzykom stanęła pandemia COVID-19, nie pozostało im więc nic innego, jak ponownie wejść do studia i wznowić prace nad płytą.

Chorzy i umierający?

Już na początku 2021 roku Dave poinformował, że nowy album Megadeth najprawdopodobniej zostanie wydany pod nazwą The Sick, The Dying… and The Dead!, zaznaczył jednak, że koncepcja ta może ulec zmianie. Dalsze miesiące w formacji przebiegały bez większych komplikacji, aż do maja 2021 roku. To wtedy basista i współzałożyciel Megadeth, David Ellefson, został bohaterem niemałego skandalu. Do sieci trafiły wiadomości i nagrania o charakterze erotycznym, które te miał wymieniać z fanką zespołu, która, miała być osobą nieletnią. Zarówno muzyk jak i druga strona zdementowali te wieści - kobieta poinformowała, że jest osobą pełnoletnią, nagrania powstawały za jej zgodą, a za ich udostępnienie w sieci odpowiada osoba trzecia. Niesmak jednak pozostał i kilka tygodni po wybuchu skandalu Ellefson został wyrzucony z Megdeth. Wydanie płyty ponownie stanęło pod znakiem zapytania, a przynajmniej znów musiało zostać opóźnione. Miesiąc po tych wydarzeniach Dave oznajmił, że partie basowe, które w 2020 roku nagrał Ellefson zostaną z usunięte i ponownie nagrane przez znanego z działalności w grupie Testament Steve’a Di Giorgio. Zaznaczył przy tym, że to nie on został nowym basistą Megadeth. Wszystko to zaczęło wyglądać naprawdę nieciekawie, fani zaczęli godzić się z myślą, że cały ten projekt jest na tyle chory, że umrze śmiercią naturalną.

Megadeth - najsłynniejsze numery legendy thrash metalu / Eska Rock

Wyjść na prostą i to w mocnym stylu

Sytuacja wyklarowała się dopiero rok po skandalu z udziałem Ellefsona. Choć przez ten czas Panowie zdążyli ponarzekać na siebie nawzajem w mediach, to Dave ostro wziął się do roboty, skompletował nowy skład Megadeth, który uzupełnili perkusista Dirk Verbeuren i basista James LoMenzo - nazwisko to nie jest obce fanom grupy, gdyż był on już członkiem Megadeth w latach 2006-2010, gdzie trafił na miejsce Ellefsona, i nagrał z nią dwa albumy - United Abominations i Endgame. Powrót ten spotkał się ze sporym entuzjazmem ze strony wielbicieli Megadeth, tym bardziej, że stało się też jasne, że premiera nowego albumu zbliża się wielkimi krokami.

Ta została oficjalnie ogłoszona 23 czerwca 2022 roku, wraz z wydaniem pierwszego singla, We’ll Be Back. Mustaine postanowił nie bawić się w żadne niedopowiedzenia, fani od razu dostali okładkę, tracklistę i klip, zapowiadający trylogię, mającą opowiedzieć historię żołnierza… Vica Rattleheada, czyli oficjalnej maskotki zespołu. To, że będzie naprawdę ostro, mocno i z kontekstem militarnym zasugerowała już okładka, ukazująca Vica w średniowiecznym mieście, mającego pod stopami liczne zwłoki.

Megadeth, “The Sick, The Dying… and The Dead! - recenzja najnowszego albumu zespołu

i

Autor: Materiały prasowe Okładka "The Sick, The Dying... and The Dead!

Podróże w czasie

Zasugerowałabym stwierdzenie, że wydany w piątek 2 września 2022 roku The Sick, The Dying… and The Dead! to album koncepcyjny, którego tematem przewodnim jest szeroko rozumiana śmierć i poprzedzające ją choroby, których metaforą stała się tu sytuacja wojny, ale po kolei. Główny wątek pojawia się już na okładce, kontynuowany jest w muzyce. Krążek wita słuchacza numerem tytułowym, którego intro “Bring out your dead” zapowiada wciągający, trochę tajemniczy kawałek, w którym na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim galopująca perkusja, którą uzupełniają partie gitarowe. Już The Sick, The Dying… and The Dead!, a także kolejny na trackliście numer Life in Hell, wyraźnie pokazują, że po płycie tej możemy spodziewać się naprawdę dobrych, mocnych, wściekłych solówek. Choć tekst może sugerować pandemię COVID-19, to Dave wyjaśnił, że miał tu na myśli tzw. czarną śmierć, czyli dżumę, która swoje żniwo zebrała szczególnie w okresie średniowiecza. Podróży w czasie jest tu zdecydowanie więcej, jak chociażby w nieco mniej odległą przeszłość, do niezwykle istotnych historycznych wydarzeń, czego najlepszym przykładem jest, szybko zapadający w pamięć, szczególnie ze względu na sekcję mówioną, niezwykle ambitny, przywodzący na myśl sposób, w jaki swoje utwory budowali Panowie z Pink Floyd, Dogs of Chernobyl. Co ciekawe swój udział w jego nagraniu miał… onkolog-radiolog Mustaine’a. Muzyk zdecydował się zwrócić do niego, by tekst jak najlepiej oddawał realia związane z katastrofą nuklearną. Warto zwrócić uwagę, że niektóre wersy piosenki, opisujące przypadłości związane z chorobą popromienną, wydają się bardzo kojarzyć z objawami, które odczuwa osoba, będąca w trakcie terapii onkologicznej:

Nausea overwhelms my brain, distance is the goal

Stomach spasms, leaking gut, I have lost all control

Saliva gurgling, I'm retching, till I overwhelm the bowl

I ask God, in repentance, "Do you still want my soul?"

[...]

I am the walking dead, and I'm taken into safety

They ask the time of death, because my skin's looking pasty

Transfusions, test tubes, and clinical eyeing

Purulence and decay, my deathly complying

Dogs of Chernobyl to zdecydowanie jeden najciekawszych momentów na płycie. Nie mniej interesująco jest, gdy Dave i spółka postanowili także wyruszyć w przyszłość, a to za sprawą kosmicznego, mocno basowego, najbardziej wyróżniającego się na tle pozostałych utworów, Mission to Mars. Myślę, że zdecydowanie lepiej sprawdziłby się jako numer kończący album, zapowiadający nowy kierunek. Nieco eksperymentalny, ale raczej ze względu na współpracę z raperem Ice-T, jest też numer Night Stalker. Jednak w swoim brzmieniu to klasyczny Megadeth, bardzo kojarzący mi się z pierwszymi wydawnictwami zespołu, pełen furii, gniewu na cały świat i chęci zemsty, co w szczególny sposób obrazuje klip w reżyserii Leo Libertiego. W ciekawy sposób wyróżnia się w nim też partia basowa. Nie jest to jednak utwór prostolinijny, czego najlepszym dowodem jest wolniejsza, niemal progresywna partia pod sam koniec, która w hipnotyzujący sposób ponownie przemienia się w agresywną gitarę i złowieszczy wokal Dave’a. Numer ten zamyka świetna, charakterna solówka. Wątek o czasie warto zamknąć, wspominając o Killing Time, czyli muzycznej krytyce marnowania czasu, tak ważnego w sytuacji choroby, jaką jest rak. Numer jest zaskakująco radiowy, z wpadającym w ucho refrenem i świetnymi, inspirowanymi klasycznym rockowym brzmieniem solówkami. Na początku mnie nie przekonywał, ale z każdym kolejnym odsłuchem siada coraz bardziej. Tym samym śladem podąża Célebutante, jednak wypada on gorzej na tle Killing Time.

Opowieść o chorobie

Widmo choroby, walki z nią i krążącej nad chorą jednostką wizją śmierci przewija się przez cały album, wyjątkowo jednak wybija się w jednym z utworów. Zupełnie nie dziwi mnie wybór na pierwszy singiel, co ciekawe, zamykającego album, numeru We’ll Be Back. Otwiera go gitarowe intro, w swoim rytmie brzmiące niczym karabin maszynowy. Te wściekłe riffy w niesamowity sposób łączą się z wokalem Dave’a, nie stanowią dla niego tła, tylko żywo z nim korespondują. Według samego Mustaine, jest to utwór o odwadze, poświęceniu i woli przetrwania, co prawda żołnierza, jednak z kilku powodów patrzę na tę kompozycję jako na opowieść o chorobie artysty. Jedną z najbardziej rozpowszechnionych metafor choroby nowotworowej jest postrzeganie jej jako intruza, najeźdźcy, zabójcy, mordercy, wroga, któremu należy stawić czoło. Z taką właśnie formą narracji mamy do czynienia nie tylko w tej piosence, ale na całej płycie. Zwracam szczególną uwagę właśnie na We’ll Be Back, ponieważ tekst zdaje się w niesamowity sposób oddawać tę mityzację - Dave nie ukrywa, że choroba była dla niego niczym stan walki, jednak, jak sam przyznał w jednym z ostatnich wywiadów, udało mu się ją pokonać - choć przez chwilę był ofiarą, to ostatecznie wygrał tę bitwę. Dokładnie to samo dzieje się w genialnym, moim zdaniem najlepszym z całej płyty Solider On! Ten napędzany dźwiękami dosłownie rozjuszonej perkusji, łączący w sobie brzmienie muzyki metalowej i hard rocka, z którym zespół trochę eksperymentował chociażby na Risk, niezwykle się wyróżnia.

Trochę słabszy na całej płycie jest środek. Sacrifice, Junkie i Psychopathy są świetne, to klasyczne granie Megadeth, ale brzmią trochę jak odrzuty z Dystopii. Psychopathy to jak taki przerywnik, świetny instrumentalnie, który bardzo wyraźnie dzieli album na dwie części i gładko przechodzi w Killing TimeSacrifice jednak jest dość ciekawy w warstwie tekstowej, a to ze względu na magiczne, ezoteryczne podejście do tematyki choroby i śmierci.

Na wydaniu cyfrowym znalazły się dwa covery - Police Truth Dead Kennedys i This Planet's on Fire (Burn in Hell) Sammy'ego Hagara. Zdecydowanie to drugi z nich mocno się wyróżnia, ostry jak brzytwa, w klimacie hard rockowym, myślę, że fani pokochają ten kawałek!

“Dave Mustaine presents”

Taki właśnie napis pojawia się przed każdym z wydanych dotąd teledysków. Czyim właściwie projektem jest The Sick, The Dying… and The Dead!? Dave’a czy zespołu Megadeth? Widząc ten podpis od razu na myśl przyszedł mi album The Final Cut grupy Pink Floyd, dziś nazywany praktycznie solowym albumem Rogera Watersa. Choć nie można powiedzieć, że to Mustaine jest jedynym odpowiedzialnym za cały projekt - w utworach słychać wkład każdego z muzyków, którzy brali udział w nagraniu płyty, na ich tle szczególnie wyróżnia się jednak nie Dave, a Dirk i jego niesamowita perkusja, choć jest on współautorem raptem dwóch piosenek. Płyta ta na pewno nie brzmiałaby tak samo, gdyby lider zespołu nie był w stanie zderzyć swoich artystycznych wizji z drugim gitarzystą, Kiko Loureiro. To gitarowy duet marzenie, mający niesamowitą energię.

Autobiograficzna opowieść

Z pewnego względu rozumiem jednak, skąd ta autobiograficzność. Jak pisałam na samym początku, postrzegam ten projekt jako album koncepcyjny, wprost odnoszący się do choroby nowotworowej lidera Megadeth, który ubrał swoje doświadczenia w bardziej przystępną, uniwersalną, ale ściśle powiązaną z rakiem, metaforą wojny. To właśnie ten aspekt sprawia, że choć nie uważam, żeby album ten był muzycznie w jakiś sposób przełomowy, to na zawsze pozostanie on pozycją szczególną w dyskografii Megadeth. Myślę, że z biegiem czasu tych odniesień do najbardziej kultowych wydawnictw zespołu, z Rust in Peace, Countdown to Extinction czy Youthanasią, a także do nagrodzoną Grammy Dystopią na czele, będzie coraz więcej i okaże się, że jest to wydawnictwo równie ważne. The Sick, The Dying… and The Dead! udowadnia, że od takich zespołów jak Megadeth nie tyle oczekuje się czegoś muzycznie nowego, czy też właśnie przełomowego, ale brzmień, które będą w stanie utrzymać poziom tych uznawanych za najlepsze. Najnowszy album legendy thrash metalu genialnie udowadnia, że Megadeth to formacja, z którą trzeba się liczyć, która ma jeszcze dużo do powiedzenia, a jeszcze więcej do zagrania.

Ocena: 5/5