Kocham ich muzykę, ale politycznie się nie zgadzam. Czy da się to pogodzić?

i

Autor: Pexels

"Kocham ich muzykę, ale politycznie się nie zgadzam". Czy da się to pogodzić?

2022-09-27 14:30

To naprawdę trudny temat. Muzyka muzyką, a polityka polityką – najlepiej by tak właśnie przebiegała granica, jednak czasem po prostu nie da się tych tematów oddzielić. Rosyjska inwazja na Ukrainę pokazała poglądy wykonawców, z którymi nie jest każdemu po drodze. Słuchać ich muzyki to wstyd, czy nie?

Trudne pytanie, bo oprócz kwestii gustu, o którym dyskutować trudno, dochodzą jeszcze konteksty czasu oraz prywatnych doświadczeń. To przecież nie jest tak, że po prostu kochamy dany kawałek i już. Z czasem obrasta on w dodatkowe „warstwy”, które tworzą czasy, kiedy go poznaliśmy, nasz ówczesny stan, otoczenie, dodatkowe wspomnienia. Piosenka staje się częścią nas samych, uwolniona z kontekstu, w którym umieścił ją twórca na płycie. Tym większy jest problem, gdy tenże twórca publicznie mówi lub robi coś zupełnie niezgodnego z naszą postawą.

Krzysiek Sokołowski w Esce Rock o najnowszym singlu Nocnego Kochanka. Nago na hulajnodze?

Przykład? Proszę bardzo. Zespół Aria, rosyjski klasyk heavy metalu, który na koncie ma wiele naprawdę świetnych albumów. Działa od 1985 roku, ma w Polsce swoich fanów, był także inspiracją dla Siergieja Łukianienki podczas tworzenia książkowej „Sagi patroli”. Często nazywa się ich rosyjskim Iron Maiden i zdecydowanie coś w tym jest, biorąc pod uwagę muzykę i wizerunek. Tu pojawia się problem – najważniejszy z wokalistów i były lider grupy Walerij Kipełow od samego początku działań „zielonych ludzików” i innych rosyjskich prowokacji twardo stoi na stanowisku, że wojna prowadzona przez Putina jest zasadna i sprawiedliwa. Określa się go w mediach słowem „rashist”, które moglibyśmy przetłumaczyć na „rusysta” – połączenie „rasisty” z „Rosją”. Czy zatem przeciwni wojnie i Putinowi fani powinni wyrzucić zbierane przez lata płyty? Czy piosenki, które kojarzą im się z prywatnymi wspomnieniami teraz są już tylko przyporządkowane temu kontekstowi?

Takie dylematy nie są nowe. Fani Black Sabbath na przykład mieli zgryz ukochanym zespołem, gdy ten pojechał na trasę koncertową do RPA. Był to czas nasilonego appartheidu oraz protestów przeciwko niemu w krajach Europy oraz w USA. Tymczasem grupa, mająca już wtedy status gwiazdy, pojechała grać w Sun City. Odbiło się to na ich opinii bardzo negatywnie, a Tony Iommi w wywiadach później przyznawał, że nie powinien był ufać prawnikom, którzy mieli przekonać muzyków, że Sun City wcale nie leży w RPA. Od tego czasu minęło wiele lat i na szczęście sztuki zespołu los już nie umieścił w takim niekorzystnym kontekście.

Miłośniczki i miłośnicy muzyki metalowej mają jeszcze większy problem. Jeśli przyjrzeć się bliżej poglądom i życiowym wyborom wielu z gwiazd gatunku, trudno jest to pochwalić. Jon Nodtveidt z Dissection, Varg Vikernes z Burzum, Faust z Emperor. Dodajmy do tego niesławne gwiazdy punk rocka, jak choćby G.G. Allin. Naśladowanie ich poglądów i zachowań mogłoby nas doprowadzić za kratki.

Ciężko jest rozsądzić taki dylemat. Można stosować zasadę „słuchaj muzyki, nie słuchaj muzyków”, choć nie ściąga to odpowiedzialności z nas za to, co wspieramy. Kupując płytę czy bilet na koncert dajemy jasną deklarację wsparcia. Z drugiej strony, czy dobrze jest odcinać po prostu zupełnie wspomnienia i nastroje związane z danym dziełem sztuki, gdy jego twórca po latach poszedł inną drogą niż my? To na pewno ważna lekcja tego, jak wiele jest odcieni szarości na świecie i jego czarno-białe postrzeganie się nie sprawdza. Każdy musi rozważyć to u siebie i nie ma tu jednej recepty. Warto to także mieć w tyle głowy zanim osądzimy kogoś innego: „słuchasz X, a przecież on/ona powiedział Y”. Rzadko jest to tak proste do osądzenia.