Dzień, w którym Dave Gahan nieomal stracił życie. Jest jak kot, żyje swoim siódmym życiem

i

Autor: MAIRO CINQUETTI/Nur Photo/East News Przedawkowanie Dave'a Gahana

Dzień, w którym Dave Gahan nieomal stracił życie. "Ma siedem żyć, jak kot"

2023-12-22 15:27

Początek nowej dekady okazał się być przełomem w całej karierze Depeche Mode. Zespół podbił światowy rynek albumem "Violator" i zdobył ogromna sławę. Oczywiście w centrum zainteresowania wszystkich znalazł się frontman, Dave Gahan. Można jednak stwierdzić, że sława okazała się być destrukcyjna dla wokalisty i o mało co go nie zabiła...

W marcu 1990 roku zespół Depeche Mode wydał swój siódmy album studyjny. Violator zaprezentował zmienione brzmienie i dużo bardziej dojrzalsze oblicze członków grupy, a droga do niego wiodła już od Black Celebration i przez Music for the Masses. To, co tam dopiero się kształtowało, eksplodowało w 1990 roku i zapewniło formacji światową sławę. Wysokie pozycje na listach na całym świecie, uznanie krytyków i ogromna fascynacja fanów, którzy tłumie zawitali na promującą krążek trasę. Sława okazała się mieć jednak swoje bardzo mroczne strony, o czym przekonał się frontman Depeche Mode, Dave Gahan.

Depeche Mode - 5 ciekawostek o albumie “Songs Of Faith And Devotion” | Jak dziś rockuje?

Całkowita autodestrukcja

Dave miał kontakt z używkami praktycznie od początku działalności w Depeche Mode, jednak to po premierze Violator, gdy zaczął on spędzać więcej czasu w Stanach Zjednoczonych, szczególnie Los Angeles, uzależnienie dosłownie nim zawładnęło. Gahan zafascynował się tamtejszym brzmieniem - początek lat 90. to w USA moment, gdy do mainstreamu zaczyna wkraczać grunge. Muzyka to jedno, towarzyszył mu jednak nihilistyczny styl życia, którego nieodzownym elementem stały się środki odurzające. To właśnie w tym czasie Dave zaczyna sięgać po narkotyk, który już na zawsze kojarzyć się będzie właśnie z tym gatunkiem - heroinę, od której uzależnia się szybko i prawie na śmierć.

W październiku 1993 roku, podczas występu Depeche Mode w Nowym Orleanie, w ramach trasy, promującej Song of Faith and Devotion, muzyk dostał zawału serca, spowodowanego nadmiernym zażywaniem używek - stan nie pozwolił mu wrócić na scenę na bis. W samym zespole działo się coraz gorzej, a w 1995 roku skład zdecydował się opuścić Alan Wilder, Andy Fletcher za to zmagał się z załamaniem nerwowym. W tym samym roku wydawało się, że uzależnienie Dave'a osiągnęło punkt krytyczny, gdy podjął on próbę samobójczą, podcinając sobie żyły. Muzyk został odratowany, a po latach swój czyn określił jako głośne wołanie o pomoc. Niewiele jednak brakowało, by już rok później świat stracił Dave'a na zawsze.

Dzień, w którym Dave'a Gahan narodził się na nowo

28 maja 1996 roku Dave przebywał w hotelu Sunset Marquis w Los Angeles. To właśnie w tamtejszej łazience muzyk zażył tzw. "speedball", czyli mieszankę heroiny i kokainy, która doprowadziła chociażby do śmierci Rivera Phoenixa. Gahan przedawkował, dealer, który sprzedał mu dragi uciekł, ktoś jednak znalazł artystę i zadzwonił pod numer alarmowy. Serce muzyka zatrzymało się na dwie minuty, do czasu, aż ratownikom udało się je ponownie ożywić, co jednak wymagało aż trzech prób reanimacji. Jeden z nich już po całej sytuacji otwarcie powiedział do Dave'a: "Właściwie to byłeś już martwy". Wokalista bardzo dobrze znał się z okolicznym personelem medycznym - regularnie trafiał do nich po przedawkowaniach, przez co zyskał sobie wdzięczny przydomek "kot". 

Sytuacja ta okazała się być znacząca dla Dave'a - muzyk został aresztowany, poddany testom, skierowany na areszt domowy i obowiązkowe leczenie - to właśnie w tym czasie powstał wyzwalający album Ultra. Muzykowi udało się pokonać nałóg, od ponad dwudziestu pięciu lat jest czysty. Gahan utrzymuje, że podczas przedawkowania doświadczył wrażenia przebywania poza ciałem, co określa się słowem "eksterioryzacja". Jak sam opowiadał w licznych wywiadach, w tym w rozmowie z "The Guardian" przy okazji promocji najnowszego Memento Mori:

Doświadczyłem czegoś, co ludzie nazywają, doświadczeniem bycia poza ciałem, a następną rzeczą, którą pamiętam, było to, że siedziałem z tyłu karetki pogotowia. W tym konkretnym czasie jedyną prawdziwą myślą, która była przerażająca, była ta, że ​​nie mogę decydować o tym, co się stanie. Myślałem że to zrobiłem. Byłem zachwycony ideą "jeśli zniknąć, to z hukiem”, mając za sobą to, co uważałem za dobrą zabawę, w otoczeniu innych pieprzonych pochlebców nieudaczników. To przychodzi do nas wszystkich, ale tak naprawdę nie wiesz kiedy - mówi Dave.