Jak jedna piosenka Prince'a rozpętała wojnę o rock'n'rolla?
Wszystko odpaliło w maju 1985 roku, a lontem okazała się jedna piosenka Prince’a. Kiedy Tipper Gore, żona senatora Al'a Gore'a, odpaliła dla swojej jedenastoletniej córki album „Purple Rain” i usłyszała tekst „Darling Nikki”, jej święte oburzenie na aluzje do kobiecej masturbacji stało się iskrą, która niemal spaliła rock'n'rollowy dom. Błyskawicznie skrzyknęła inne wpływowe „Waszyngtońskie Żony”, takie jak Susan Baker i Sally Nevius, by pod szyldem Parents Music Resource Center (PMRC) rozpocząć krucjatę. Pod płaszczykiem ochrony dziecięcych uszu, ich prawdziwym celem było założenie muzyce kagańca cenzury. Grupa z impetem wbiła się na medialne salony, tworząc swój własny rockowy indeks ksiąg zakazanych, czyli osławioną listę „Filthy Fifteen”. Na tym celowniku znalazła się cała śmietanka gitarowego łojenia, od Judas Priest z „Eat Me Alive” po Mötley Crüe, W.A.S.P. i Twisted Sister. Ich twórczość wrzucono do worków z etykietami: seks, przemoc, narkotyki i okultyzm, rozpoczynając prawdziwą wojnę kulturową.
Kto oskarżył żonę senatora o „brudny umysł” przed całym Senatem?
Ta moralna panika nieuchronnie musiała skończyć się na Kapitolu. Wezwanie branży muzycznej na dywanik przybrało formę historycznego starcia, które rozegrało się przed Senatem USA 19 września 1985 roku. Naprzeciwko polityków i świętoszkowatych członkiń PMRC stanął prawdziwie egzotyczny sojusz, trzej jeźdźcy artystycznej apokalipsy: Frank Zappa, Dee Snider i John Denver. Zappa, bezkompromisowy muzyczny geniusz, bez owijania w bawełnę zmiażdżył propozycję PMRC, nazywając ją „źle pomyślanym bezsensem” i otwartym zaproszeniem do cenzury, która dusi kreatywność. Zaraz po nim na scenę wkroczył Dee Snider z Twisted Sister, który wprost oskarżył Tipper Gore o posiadanie „brudnego umysłu”. Zdemaskował jej absurdalną nadinterpretację utworu „Under the Blade”, wyjaśniając, że tekst nie dotyczy sadomasochizmu, lecz strachu przed operacją gardła jego gitarzysty. Ostatni cios zadał John Denver, legenda folku, który porównał działania cenzorów do praktyk z nazistowskich Niemiec i przypomniał, że zakazany owoc zawsze smakuje najlepiej. Jako dowód przytoczył historię własnej piosenki „Rocky Mountain High”, zdjętej z anteny za rzekome promowanie narkotyków, podczas gdy opisywała jedynie gwieździste niebo.
Jak cenzorzy niechcący dali rockmanom marketingową broń atomową?
Mimo tak potężnej obrony, branża muzyczna ugięła się pod polityczną presją. 1 listopada 1985 roku organizacja RIAA zgodziła się na rzekomo dobrowolne umieszczanie na płytach słynnej naklejki „Parental Advisory”. Cenzorzy odtrąbili sukces, nie wiedząc, że właśnie zaliczyli najbardziej spektakularny strzał w stopę w historii muzyki. Zamiast odstraszać, czarno-biały znaczek stał się certyfikatem autentyczności, symbolem buntu i najskuteczniejszym narzędziem marketingowym dekady. Badania nie kłamały, albumy z ostrzeżeniem sprzedawały się nawet o 25% lepiej, bo dla każdego nastolatka były gwarancją, że w środku czeka prawdziwy, nieocenzurowany rock'n'roll. Idealnym przykładem jest „Straight Outta Compton” grupy N.W.A., album, który bez wsparcia radia rozbił bank, pokrywając się platyną, a kupowali go głównie biali dzieciaki z przedmieść. Podobnie było z płytą „As Nasty As They Wanna Be” od 2 Live Crew. Gdy tylko sąd na Florydzie oficjalnie uznał ją za nieprzyzwoitą, jej sprzedaż eksplodowała.
Artyści szybko zorientowali się, że w ich ręce wpadła marketingowa broń atomowa. Niektórzy wręcz specjalnie podkręcali głośność kontrowersji, by zasłużyć na ten swoisty medal honoru od PMRC, gwarantujący rozgłos i uliczną wiarygodność. Gitarowa brać odpowiedziała z właściwym sobie hukiem. Judas Priest nagrało numer „Parental Guidance”, a punkowcy z NOFX wypuścili EP-kę z tytułem, który mówił wszystko: „The P.M.R.C. Can Suck on This”. Protest przybrał też formę wizualnego manifestu, jak podczas legendarnego występu Rage Against the Machine na Lollapaloozie w 1993 roku, gdzie muzycy przez 14 minut stali na scenie nadzy z zaklejonymi ustami. Cały ten paradoks najlepiej podsumował Steven Tyler z Aerosmith. Odbierając nagrodę Grammy, z szelmowskim uśmiechem podziękował Tipper Gore za pomoc w sprzedaniu dodatkowego miliona płyt. W ten sposób krucjata, która miała zakneblować artystów, dała im jeden z najpotężniejszych symboli niezależności.