Podobno w sieci nic nie ginie, a skoro nie ginie, to także nie umiera. Klaus Nomi zmarł w 1983 roku z powodu wyniszczenia organizmu przez wirusa HIV. Był jednym z pierwszych znanych artystów, który przegrał walkę z AIDS, a jego historia stała się sygnałem alarmowym dla środowiska. Czterdzieści lat po śmierci filmiki z jego teledyskami i piosenkami nagle zaczęły pojawiać się masowo na TikToku i zdobywać tam milionowe zasięgi. Jego operowy falset połączony z jedynym w swoim rodzaju wizerunkiem idealnie pasuje do nowoczesności, gdzie bycie po prostu utalentowanym to zdecydowanie za mało – trzeba umieć stworzyć się jako zupełnie nowa istota.
Nomi opanował tę sztukę do perfekcji, a przecież nie korzystał z dobrodziejstw mediów społecznościowych, nie miał filtrów w aplikacjach do robienia zdjęć, nie dysponował dostępem do SI i najnowszych cyfrowych sposobów zmieniania głosu.
Charakterystyczny wygląd nawiązujący z jednej strony do baroku, z drugiej do Bauhausu (nurtu sztuki, a nie brytyjskiej kapeli), a z trzeciej czerpiący garściami z disco i glam rocka lat 70-tych był jego własnym pomysłem. Ta dziwna postać, przypominająca lalkę dodatkowo zaskakiwała głosem: wysokim operowym falsetem. Muzycznie poruszał się na pograniczach gatunków, starając każdą estetykę przerysowywać i podnosić do maksymalnej potęgi.
Zanim rozpoczął solową karierę, występował u boku Davida Bowie, który zresztą miał zawsze rękę do wyciągania talentów jak z kapelusza. To w końcu dzięki niemu Iggy Pop nie skończył na samym dnie, a po rozpadzie The Stooges rozpoczął świetną solową karierę. Zarówno „The Idiot” jak i „Lust for life” mają w sobie rękę brytyjskiego geniusza glam rocka.
Nomi urodził się w Niemczech, gdzie śpiewał między innymi arie operowe w klubach LGBT. W latach 70-tych wyjechał do Nowego Jorku, gdzie próbował przebić się na Broadway’u, ale bez specjalnych sukcesów. Do dziś jednak wspomina się jego nowojorski debiut w New Wave Vaudeville.
Świat zwrócił na niego uwagę dopiero, gdy Bowie zabrał Nomiego do programu Saturday Night Live. Artysta wystąpił tam na żywo i zagrał między innymi „The man who sold the world”. Na początku występu dwójka chórzystów, z których jeden to właśnie Klaus, wnosi Davida na scenę niczym manekin i widać, że ma on na sobie kostium z charakterystycznym sznytem niemieckiego performera. W chórkach wyraźnie słychać falset Nomiego.
Dzięki takiej protekcji Nomi mógł zacząć nagrywać i wydawać swoją muzykę. Grał także koncerty w USA i w Niemczech. Do końca życia starał się być aktywny, a w późnym stadium choroby celowo występował w kryzie by ukryć pojawiające się na szyi mięsaki. Były one jednymi z wielu schorzeń, z którymi zmagał się z powodu wyniszczenia przez AIDS.
Zmarł w 1983, a jego prochy rozsypano w Nowym Jorku. Dlaczego dziś wraca? Z pewnością nie można mu odmówić niepowtarzalności i artystycznej erudycji: świadomie czerpał z wielu źródeł, a jeśli jego odbiorcy nawet ich nie znają, do podskórnie rozumieją umocowanie w kulturze: od barokowej opery, przez awangardowy teatr, aż po sceny złotej ery disco i glam rocka. W swoim przerysowaniu był poruszający i autentyczny, a dodatkowo do tworzonych przez niego kostiumów i performance’ów nawiązują drag queens na całym świecie. Zobaczcie tę reakcję współczesnych youtuberów na występ artysty, gdy zetknęli się z nim po raz pierwszy. Te opadnięte szczęki są bezcenne.
QDxYC9xlxhc
Polecany artykuł: