6 albumów, które mogły zniszczyć ich karierę. Zaryzykowali naprawdę wiele

2022-09-07 15:53

Zyskać nowych fanów i nie zrazić do siebie przy tym starych? To naprawdę trudne zadanie.

Jeśli jakiemukolwiek wykonawcy się uda zaistnieć ze swoją muzyką pojawia się presja: czy następna będzie równie dobra? Niektórzy salwują się ucieczką do przodu i rzucają w wir eksperymentów. Nie zawsze wychodzi im to na korzyść.

Bad Religion – Into the unknown

Zaraz po udanym punkowym debiucie kapela chciała rozwinąć skrzydła i poeksperymentować. Album „Into the unknown” spotkał się jednak z druzgocącą krytyką fanów, którzy zamiast melodyjnego rocka z klawiszami w stylu Journey i Boston chcieli brudnego punka bez żadnych kompromisów. Bad Religion wyciągnął z tego wnioski i na kolejnych albumach wrócił do pierwotnej stylistyki.

Krzysiek Sokołowski w Esce Rock o najnowszym singlu Nocnego Kochanka. Nago na hulajnodze?

Kiss – Music from „The Elder”

Rockowy cyrk zespołu z Detroit miał już na koncie osiem albumów i pozycję giganta na amerykańskim rynku, kiedy zdecydowali się na rewolucyjny krok: nagranie concept albumu z obszernymi orkiestracjami, znacznie lżejszymi i mniej „imprezowymi” kawałkami niż do tej pory. Dodatkowo promowali go jedynie okazjonalnymi występami, a nie potężną trasą jak zwykle. Album sprzedał się bardzo słabo, a Kiss wrócili do pisania wesołych przebojów.

U2 – Pop

Zaangażowany politycznie, świadomy otaczających problemów, dojrzały zespół rockowy wydaje płytę… dyskotekową? Ale jak to!? U2 nie dość, że tak zrobiło, to na singiel wybrało prześmiewczy „Discotheqe” z muzykami przebranymi w kostiumy a’la Village People. Trasa koncertowa także przypominała wielki spektakl gwiazd popu, z kolorową scenografią i gigantycznym ekranem, który wtedy był ewenementem na skalę światową. Fani jednak się nie odwrócili, zrozumieli autoironię, zaakceptowali to wcielenie U2 i album sprzedał się świetnie.

Neil Young – Trans

Artysta, który jest można powiedzieć sumieniem amerykańskiego rocka, na swoim dwunastym albumie chciał wykonać skok do przodu i kojarzonych z nim gitarowych melodii dorzucił modną w latach osiemdziesiątych XX wieku elektronikę. Young wspominał w rozmowach z dziennikarzami, że duży wpływ wywarły na nim nagrania niemieckich klasyków elektroniki: Kraftwerk. „Trans” nie zyskał wielkiego poklasku, a nawet niektórzy krytycy nazywali go „zagadkową i fascynującą porażką”.

Judas Priest – Jugulator

Niedługo po nagraniu opus magnum grupy, czyli albumu „Painkiller”, z zespołu odszedł Rob Halford: wokalista, marka sama w sobie i wielka sceniczna osobowość. Na jego miejsce wszedł znacznie młodszy, bardzo utalentowany Tim „Ripper” Owens. Miał tylko jedną wadę: nie był Halfordem. Dodatkowo, pierwszy nagrany z nim album, „Jugulator” właśnie, był daleki stylistycznie od poprzednika (od którego wydania minęło 7 lat) oraz wyraźnie inspirowany nowoczesnym metalem spod znaku Machine Head. Fanom się to nie spodobało. Kolejny album z Owensem, „Demolition”, także nie odbudował pozycji grupy, a w tym czasie Halford wydawał całkiem udane solowe krążki. W 2005 roku Judas Priest znów zszedł się w składzie z dawnym wokalistą, na co fani zareagowali natychmiastowym i ogromnym entuzjazmem. Owens „przeskoczył” dość zgrabnie do Iced Earth, gdzie zastąpił Matta Barlowa.

Metallica – Metallica

Album bez tytułu, najczęściej zwany „czarnym albumem” to płyta, która wywołała istne tornado w świecie metalowym. Najwięksi giganci thrash metalu ścięli włosy, nagrali delikatną radiową balladkę i generalnie mocno skręcili w stronę hard rocka. To źle? Dziś „Czarny album” jest uznawany za jedno z najlepszych dokonań nie tylko tej kapeli, ale i całego rocka. Wśród fanów uczucia były mocno mieszane, ale po latach, w których zresztą kwartet nie raz zaskakiwał zmianami stylistycznymi, broni się doskonale.