Suchleta, szpotlok, szlondra - to obelgi z dawnego Górnego Śląska. Mamy w Polsce długą tradycję obrzucania się językowym błotem

i

Autor: Pixabay

"Suchleta", "szpotlok", "szlondra" - to obelgi z dawnego Górnego Śląska. Mamy w Polsce długą tradycję obrzucania się językowym błotem

2023-06-29 13:20

„A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają” – pisał Mikołaj Rej. Mógł także napisać, że Polacy i wszystkie zamieszkujące nasz kraj regionalne wspólnoty, nie są przesadnie ugłaskani i ostrym słowem potrafią zganić. Historia obelg to także historia kultury, z której można dowiedzieć się co było na cenzurowanym, co w sferze tabu, co uważano za dobre, a co za złe i godne potępienia.

Dlaczego akurat te, a nie inne słowa są przekleństwami? Z czym się pierwotnie kojarzyły i skąd pochodzą? O czym świadczy to, że nazwanie kogoś tym samym słowem co niektóre przedmioty lub zwierzęta uchodzi za obraźliwe? To prawdziwy temat rzeka, nad którym można spędzić godziny dysput. Można też o nim poczytać w domowym zaciszu, bo właśnie ukazała się książka „Agresja językowa w polszczyźnie śląskiej (1845-1938)” wydana przez Archiwum Państwowe w Opolu.

To prawda, że jest to pozycja dotycząca pewnej mocno zdefiniowanej społeczności, na bardzo konkretnym obszarze, jednak śledząc jej tok myślenia i przekleństwotworzenia możemy poznać mechanizmy, który zapewne stoją także za naszymi popularnymi obelgami. Sama w sobie czynność „przeklinania” to przecież nic innego jak rzucanie zaklęcia, klątwy, wypowiadanie magicznego słowa, za pomocą którego mamy sprowadzić nieszczęście na kogoś lub coś co wyrządziło nam krzywdę. W myśleniu magicznym słowa są tak ważne, że czasem wystarczy coś po prostu nazwać by tym się stało. Choć, po dłuższym namyśle, często działa to także w naszym racjonalnym świecie. Najpierw pada oczerniające oskarżenie i opisujące je słowo, a potem trzeba dowieść tego, że się na nie nie zasługuje. Zasada domniemania niewinności rzadko ma tutaj zastosowanie.

Jak donosi w zapowiedź publikacji PAP możemy poznać we wspomnianym tomie korzenie takich określeń jak „wak” oraz „waka”, które pochodziły od… łacińskiej nazwy kobiecych narządów płciowych. Uwagę naszą zwróciło też wyzwisko "szlondra", które sugeruje, że matka danej osoby trudni się prostytucją. Jest tego znacznie więcej.

- Przed sąd można było trafić za naśmiewanie się z ułomności czy też wyglądu bliźnich – czytamy w zapowiedzi publikacji - Za obraźliwe uznawano takie określenia jak "szpotlok" (osoba o wykrzywionych nogach lub stopach) czy krzywaźniok. Na osobę otyłą mówiono "brzuchacz, basak, maśnica", a chudego nazywano "sucharą, suchletą, kostorzem".

Więcej informacji o publikacji i możliwości jej zdobycia znajdziecie na stronach Archiwum Państwowego w Opolu.

"Życz mi tych emocji..." - Rubens w Esce Rock